Mikołaja w kominie, prezentów po szyję,
Dwa metry choinki, cukierków trzy skrzynki,
Przed domem bałwana, sylwestra do rana,
Pysznej wigilijnej kolacji i mocy atrakcji.
Wesołych i szczęśliwych świąt w ten gwiezdny czas życzy wam wasza Klaudia!
czwartek, 24 grudnia 2015
środa, 23 grudnia 2015
Rozdział 42
,,Gdzieś ty był?!"
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
W końcu na dworze pojawiło się słońce. Otworzyłam swe oczy wypoczęta i rześka jak nigdy dotąd, co samą mnie zaskoczyło zważywszy na wydarzenia, które miały miejsce wczorajszego dnia,
Podniosłam się lekko i rozejrzałam po namiocie, który w środku zdążył się rozjaśnić.
Rozciągnęłam się przeciągle i spojrzałam na amulet, który otrzymałam wczoraj od Austina. Złote serce odbijało światło, które nieprzyjemnie raziło mnie w oczy.
No właśnie, gdzie jest Austin? Wczoraj wyszedł gdzieś coś załatwić i dotąd go nie widziałam.
Wyszłam z namiotu i rozejrzałam się wokół, nie widząc jednak mojego przyjaciela ruszyłam w poszukiwaniu go. Gdzie nie weszłam witali mnie inni członkowie stada, jednak w obozie nie było Austina.
-Czego szukasz, Ally?- omal nie zderzyłam się z Danem (w wilczej postaci), który niósł drewno- Moje gratulacje, dziewczyno. Wybacz, że nie mogłem być na twoim święcie, ale wczoraj zostałem wyznaczony na patrol.
-Nic się nie stało, Dan. Szukam Austina, nie widziałeś go?- spojrzałam na niego pytająco.
-Austina? Niestety nie, ale dziś rano w oczy rzuciły mi się ślady wielkich wilczych łap, pewnie jego, które prowadziły w stronę Miami, może tam się udał? Ale musiał udać się tam gdzieś w nocy, ślady nie były świeże- Dan uśmiechnął się do mnie- Wybacz Ally, ale muszę wracać do swoich obowiązków, trzymaj się!- zakrzyknął jeszcze i zniknął za kolejnym namiotem.
-Miami? Po co szedł tam w nocy?- pomyślałam i wyciągnęłam moją dawno nieużywaną komórkę, jednak jak się spodziewałam, Austin nie odebrał, a bateria szybko się wyczerpała. Zaklęłam cicho i usiadłam przy ognisku, gdzie kilka wilkołaków rozmawiało o czymś zawzięcie. Chcąc nie chcąc przysłuchiwałam się ich rozmowie.
-...Byłem wczoraj na patrolu. Przebieżka, jak przebieżka, nic niezwykłego, ot kilka dzików i jeden niedźwiedź, nawet parszywego myśliwego dawno nie uświadczyłem. Jednak w oczy rzuciły mi się ślady wielkich łap, które swój początek brały niedaleko naszego obozu. Mówię ci, Jane, te ślady były większe nawet od łap naszego alfy!- dodał żywo patrząc na mnie i uśmiechnął się lekko, ale zaraz zwrócił się do swej towarzyszki- Nie wiem co to było, ale więcej sam nie będę chodzić na patrol. Tu robi się zbyt niebezpiecznie, nasz przywódca musi coś wymyślić, by utrzymać granice naszego terytorium...
Nie słyszałam dalszej wypowiedzi, gdyż szybko ulotniłam się stamtąd szczerze martwiąc się o mojego przyjaciela, gdyby okazało się, że to nie on był dziś przy obozie,.. nie wiem co o tym myśleć.
Nie mogę pójść do Miami, może się to okazać głupotą samemu iść przez ten las, ale jeśli Austin tam poszedł...
-Co ja mam zrobić?- pomyślałam i usiadłam na skraju obozu przy jednym z namiotów pogrążając się w swoich niewesołych myślach.
Do chwili, gdy czyjaś wielka łapa nie wylądowała na moim barku, krzycząc wniebogłosy odwróciłam się na pięcie i z całej siły uderzyłam wilkołaka w brzuch.
-Auuu- wilk zawył i dopiero wtedy zorientowałam się, że to Austin!
-Um, przepraszam cię- tylko tyle zdołałam wydusić z siebie, gdy pół obozu zleciało się na moje krzyki.
-Spokojnie, spokojnie, nic się nie wydarzyło, to tylko... małe nieporozumienie- rzekł do wszystkich krzywiąc się lekko- Masz ty dziewczyno cios- mrugnął do mnie.
Członkowie klanu uspokojeni przez Austina opuścili nas, na pyskach wielu z nich ujrzałam uśmiechy.
Gestem dłoni wskazałam, byśmy weszli do środka namiotu alfy, a tylko gdy to uczyniliśmy, wydarłam się na niego.
-Oho, kłótnia małżeńska- usłyszałam głos Dana, który przechodził obok naszego namiotu.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
W końcu na dworze pojawiło się słońce. Otworzyłam swe oczy wypoczęta i rześka jak nigdy dotąd, co samą mnie zaskoczyło zważywszy na wydarzenia, które miały miejsce wczorajszego dnia,
Podniosłam się lekko i rozejrzałam po namiocie, który w środku zdążył się rozjaśnić.
Rozciągnęłam się przeciągle i spojrzałam na amulet, który otrzymałam wczoraj od Austina. Złote serce odbijało światło, które nieprzyjemnie raziło mnie w oczy.
No właśnie, gdzie jest Austin? Wczoraj wyszedł gdzieś coś załatwić i dotąd go nie widziałam.
Wyszłam z namiotu i rozejrzałam się wokół, nie widząc jednak mojego przyjaciela ruszyłam w poszukiwaniu go. Gdzie nie weszłam witali mnie inni członkowie stada, jednak w obozie nie było Austina.
-Czego szukasz, Ally?- omal nie zderzyłam się z Danem (w wilczej postaci), który niósł drewno- Moje gratulacje, dziewczyno. Wybacz, że nie mogłem być na twoim święcie, ale wczoraj zostałem wyznaczony na patrol.
-Nic się nie stało, Dan. Szukam Austina, nie widziałeś go?- spojrzałam na niego pytająco.
-Austina? Niestety nie, ale dziś rano w oczy rzuciły mi się ślady wielkich wilczych łap, pewnie jego, które prowadziły w stronę Miami, może tam się udał? Ale musiał udać się tam gdzieś w nocy, ślady nie były świeże- Dan uśmiechnął się do mnie- Wybacz Ally, ale muszę wracać do swoich obowiązków, trzymaj się!- zakrzyknął jeszcze i zniknął za kolejnym namiotem.
-Miami? Po co szedł tam w nocy?- pomyślałam i wyciągnęłam moją dawno nieużywaną komórkę, jednak jak się spodziewałam, Austin nie odebrał, a bateria szybko się wyczerpała. Zaklęłam cicho i usiadłam przy ognisku, gdzie kilka wilkołaków rozmawiało o czymś zawzięcie. Chcąc nie chcąc przysłuchiwałam się ich rozmowie.
-...Byłem wczoraj na patrolu. Przebieżka, jak przebieżka, nic niezwykłego, ot kilka dzików i jeden niedźwiedź, nawet parszywego myśliwego dawno nie uświadczyłem. Jednak w oczy rzuciły mi się ślady wielkich łap, które swój początek brały niedaleko naszego obozu. Mówię ci, Jane, te ślady były większe nawet od łap naszego alfy!- dodał żywo patrząc na mnie i uśmiechnął się lekko, ale zaraz zwrócił się do swej towarzyszki- Nie wiem co to było, ale więcej sam nie będę chodzić na patrol. Tu robi się zbyt niebezpiecznie, nasz przywódca musi coś wymyślić, by utrzymać granice naszego terytorium...
Nie słyszałam dalszej wypowiedzi, gdyż szybko ulotniłam się stamtąd szczerze martwiąc się o mojego przyjaciela, gdyby okazało się, że to nie on był dziś przy obozie,.. nie wiem co o tym myśleć.
Nie mogę pójść do Miami, może się to okazać głupotą samemu iść przez ten las, ale jeśli Austin tam poszedł...
-Co ja mam zrobić?- pomyślałam i usiadłam na skraju obozu przy jednym z namiotów pogrążając się w swoich niewesołych myślach.
Do chwili, gdy czyjaś wielka łapa nie wylądowała na moim barku, krzycząc wniebogłosy odwróciłam się na pięcie i z całej siły uderzyłam wilkołaka w brzuch.
-Auuu- wilk zawył i dopiero wtedy zorientowałam się, że to Austin!
-Um, przepraszam cię- tylko tyle zdołałam wydusić z siebie, gdy pół obozu zleciało się na moje krzyki.
-Spokojnie, spokojnie, nic się nie wydarzyło, to tylko... małe nieporozumienie- rzekł do wszystkich krzywiąc się lekko- Masz ty dziewczyno cios- mrugnął do mnie.
Członkowie klanu uspokojeni przez Austina opuścili nas, na pyskach wielu z nich ujrzałam uśmiechy.
Gestem dłoni wskazałam, byśmy weszli do środka namiotu alfy, a tylko gdy to uczyniliśmy, wydarłam się na niego.
-Oho, kłótnia małżeńska- usłyszałam głos Dana, który przechodził obok naszego namiotu.
sobota, 19 grudnia 2015
Informacja
Rozdział powinien pojawić się już wkrótce, zważywszy na ciągle spadającą liczbę czytelników muszę wziąć się za pisanie, co może być w styczniu niezwykle trudne, gdyż praktycznie cały miesiąc mnie nie będzie, ponieważ wyjeżdżam do sanatorium. Dwa tygodnie po powrocie będę mieć ferie, wtedy też spróbuję nadrobić zaległości na blogu.
Pozdrawiam Klaudia
Pozdrawiam Klaudia
niedziela, 29 listopada 2015
Rozdział 41
,,Witaj wśród swoich, Nadziejo"
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tym, kogo ujrzałam, był mój wielki przyjaciel, chociaż jedyne, po czym mogłam go rozpoznać, był opatrunek na lewym policzku. Austin był ubrany jeszcze dziwniej od szamana: na głowie także miał pióropusz, ale z rogami. Pełno piór, niezwykłe naramienniki, a także opasający go pas na klatce, zza którego błyszczało dobrze mi znane ostrze, sprawiały, że wyglądał dość niezwykle.
-Nie było lepszego stroju w sklepie dla przebierańców?- pomyślałam i chciałam to wypowiedzieć na głos, ale w ostatniej chwili powstrzymałam swój niewyparzony język, bo wilkołak emanował jakąś aurą przywództwa. Nawet ja chciałam go słuchać.
Stanęłam naprzeciw Austina i szamana, a reszta wilkołaków powstała z ziemi i z zaciekawieniem wpatrywała się w to, co miało nadejść.
-Zu'u fal Zeyham- ogłosił szaman w stronę całego stada, a potem zwrócił się do mnie- Do ful fus ro mil. Yol tor doom, ri? Ally, wsrohlor for mi.
-Fos kra, ni Schumir. Gro da, Furos, Yoran un Zeymah- Austin spojrzał na mnie i wypowiedział nieznane mi dotąd słowa- Gro da mahlaan Schumir, Ally yo tol- wtedy zapadła cisza, którą zakończył słowami- Cyr ghur zul, Ally.
Skończył swą wypowiedź, wtedy szaman podszedł do mnie i skinieniem dłoni dał mi znak, bym uklękła. Uczyniłam to, wtedy też swym kosturem wykonał podobny rytuał do pasowania rycerza. Kiedy zakończył mogłam powstać. Austin raz jeszcze zwrócił się do mnie:
-Cyr ghul zul- uśmiechnął się do mnie i dał mi amulet podobny do tego, jaki miał na swojej szyi. Był to naszyjnik z kłów, natomiast na środku przedmiotu znajdowało się serce pomalowane na złoty kolor.
Wilkołak pomógł mi go założyć i wtedy usłyszałam ryk, który wydobywał się z kilkudziesięciu gardeł, musiałam aż z wrażenia zasłonić uszy, bo hałas był nie do zniesienia.
Nie trwało to jednak długo, a ceremonia w końcu dobiegła końca.
Austin podszedł do mnie, nadal miał na sobie swój dziwny strój.
-Co to było?- zwróciłam się do niego nadal będąc pod wrażeniem całości.
-A to...- zmieszał się- To była ceremonia przyjęcia cię do stada.
-To wiem, ale te słowa? Co one oznaczają? Nigdy wcześniej...
-Rozumiem, że nigdy wcześniej nie miałaś styczności z naszym rodowitym językiem- uśmiechnął się- Już ci tłumaczę: Wszyscyśmy zrodzeni w jednym. Lecz dziś zebrani tylko dla ciebie. Czy jesteś jedną z nas? Wsłuchaj się w te słowa. Wszyscy jesteśmy wilkami. Wszyscy my: biali, czarni i brązowi, wszyscy jesteśmy wilkami. Nadziejo, ty także. Witaj wśród swoich Nadziejo. Witaj wśród swoich.
-Nadzieja?- zdziwiłam się.
-No tak- Austin spojrzał na mnie uśmiechnięty- To twoje wilcze imię. Moje przykładowo brzmi: bezpieczeństwo- uśmiechnął się do mnie.
-Hm, dziękuję- odparłam i spojrzałam na swój naszyjnik, był niewątpliwie piękny w swej dzikości.
-A to- ujął swą wielką łapą mój prezent- Dar dla ciebie, kły symbolizują nierozerwalność z naturą, a to serce, symbolizuje ciebie. Twój ogrom prac włożony dla nas- zakończył swą poważną wypowiedź i lekko zamerdał ogonem, by trochę rozweselić mnie, co oczywiście mu się udało.
Uśmiechnęłam się lekko i wtuliłam się w jego puszystą klatkę piersiową. Austin wyczuł najpewniej, że lekko zadrżałam, gdyż wziął mnie szybko na ręce i niczym małe dziecko zaniósł do namiotu, innego od medycznego.
-Hej!- krzyknęłam rozbawiona do mojego owłosionego przyjaciela i trochę zawstydzona, gdyż w drodze do namiotu złapałam kilka ciekawych spojrzeń innych pobratymców Austina- Nie jestem małym dzieckiem!
-Tak? A mnie się zdaje coś innego- wilk parsknął śmiechem i w końcu postawił mnie przed sporych rozmiarów namiotem.
Weszłam do środka. Wnętrze było dość przytulnie urządzone, przy łóżku polowym natomiast ujrzałam gitarę.
-To mój namiot- oznajmił mi Austin- Śmiało- wskazał na jednoosobowe łoże.
-No co ty- odparłam oburzona- To twoje łóżko.
-Nie drocz się już ze mną, Ally- Austin odparł ze zniecierpliwieniem- Kładź się spać, przecież widzę, że jesteś śpiąca i zmarznięta, a poza tym mam jeszcze coś do załatwienia- dodał łagodniej.
Cóż, wielkiego wyboru nie miałam, toteż posłusznie ułożyłam się na łożu. Wilk troskliwie przykrył mnie grubym kocem, popatrzył na mnie jeszcze dłuższą chwilę i lekkim uśmiechem pożegnał się ze mną wychodząc z namiotu.
I w końcu jest. Mam też dodatkowo niespodziankę dla was. Każdemu, kto napisze komentarz pod tym postem podam jego odpowiednik imienia w wilczym języku. Jedynym wymaganiem jest podanie swojego ,,ludzkiego" imienia. Czas jest nieokreślony, komentarze anonimowe także się liczą!
Pozdrawiam Klaudia
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tym, kogo ujrzałam, był mój wielki przyjaciel, chociaż jedyne, po czym mogłam go rozpoznać, był opatrunek na lewym policzku. Austin był ubrany jeszcze dziwniej od szamana: na głowie także miał pióropusz, ale z rogami. Pełno piór, niezwykłe naramienniki, a także opasający go pas na klatce, zza którego błyszczało dobrze mi znane ostrze, sprawiały, że wyglądał dość niezwykle.
-Nie było lepszego stroju w sklepie dla przebierańców?- pomyślałam i chciałam to wypowiedzieć na głos, ale w ostatniej chwili powstrzymałam swój niewyparzony język, bo wilkołak emanował jakąś aurą przywództwa. Nawet ja chciałam go słuchać.
Stanęłam naprzeciw Austina i szamana, a reszta wilkołaków powstała z ziemi i z zaciekawieniem wpatrywała się w to, co miało nadejść.
-Zu'u fal Zeyham- ogłosił szaman w stronę całego stada, a potem zwrócił się do mnie- Do ful fus ro mil. Yol tor doom, ri? Ally, wsrohlor for mi.
-Fos kra, ni Schumir. Gro da, Furos, Yoran un Zeymah- Austin spojrzał na mnie i wypowiedział nieznane mi dotąd słowa- Gro da mahlaan Schumir, Ally yo tol- wtedy zapadła cisza, którą zakończył słowami- Cyr ghur zul, Ally.
Skończył swą wypowiedź, wtedy szaman podszedł do mnie i skinieniem dłoni dał mi znak, bym uklękła. Uczyniłam to, wtedy też swym kosturem wykonał podobny rytuał do pasowania rycerza. Kiedy zakończył mogłam powstać. Austin raz jeszcze zwrócił się do mnie:
-Cyr ghul zul- uśmiechnął się do mnie i dał mi amulet podobny do tego, jaki miał na swojej szyi. Był to naszyjnik z kłów, natomiast na środku przedmiotu znajdowało się serce pomalowane na złoty kolor.
Wilkołak pomógł mi go założyć i wtedy usłyszałam ryk, który wydobywał się z kilkudziesięciu gardeł, musiałam aż z wrażenia zasłonić uszy, bo hałas był nie do zniesienia.
Nie trwało to jednak długo, a ceremonia w końcu dobiegła końca.
Austin podszedł do mnie, nadal miał na sobie swój dziwny strój.
-Co to było?- zwróciłam się do niego nadal będąc pod wrażeniem całości.
-A to...- zmieszał się- To była ceremonia przyjęcia cię do stada.
-To wiem, ale te słowa? Co one oznaczają? Nigdy wcześniej...
-Rozumiem, że nigdy wcześniej nie miałaś styczności z naszym rodowitym językiem- uśmiechnął się- Już ci tłumaczę: Wszyscyśmy zrodzeni w jednym. Lecz dziś zebrani tylko dla ciebie. Czy jesteś jedną z nas? Wsłuchaj się w te słowa. Wszyscy jesteśmy wilkami. Wszyscy my: biali, czarni i brązowi, wszyscy jesteśmy wilkami. Nadziejo, ty także. Witaj wśród swoich Nadziejo. Witaj wśród swoich.
-Nadzieja?- zdziwiłam się.
-No tak- Austin spojrzał na mnie uśmiechnięty- To twoje wilcze imię. Moje przykładowo brzmi: bezpieczeństwo- uśmiechnął się do mnie.
-Hm, dziękuję- odparłam i spojrzałam na swój naszyjnik, był niewątpliwie piękny w swej dzikości.
-A to- ujął swą wielką łapą mój prezent- Dar dla ciebie, kły symbolizują nierozerwalność z naturą, a to serce, symbolizuje ciebie. Twój ogrom prac włożony dla nas- zakończył swą poważną wypowiedź i lekko zamerdał ogonem, by trochę rozweselić mnie, co oczywiście mu się udało.
Uśmiechnęłam się lekko i wtuliłam się w jego puszystą klatkę piersiową. Austin wyczuł najpewniej, że lekko zadrżałam, gdyż wziął mnie szybko na ręce i niczym małe dziecko zaniósł do namiotu, innego od medycznego.
-Hej!- krzyknęłam rozbawiona do mojego owłosionego przyjaciela i trochę zawstydzona, gdyż w drodze do namiotu złapałam kilka ciekawych spojrzeń innych pobratymców Austina- Nie jestem małym dzieckiem!
-Tak? A mnie się zdaje coś innego- wilk parsknął śmiechem i w końcu postawił mnie przed sporych rozmiarów namiotem.
Weszłam do środka. Wnętrze było dość przytulnie urządzone, przy łóżku polowym natomiast ujrzałam gitarę.
-To mój namiot- oznajmił mi Austin- Śmiało- wskazał na jednoosobowe łoże.
-No co ty- odparłam oburzona- To twoje łóżko.
-Nie drocz się już ze mną, Ally- Austin odparł ze zniecierpliwieniem- Kładź się spać, przecież widzę, że jesteś śpiąca i zmarznięta, a poza tym mam jeszcze coś do załatwienia- dodał łagodniej.
Cóż, wielkiego wyboru nie miałam, toteż posłusznie ułożyłam się na łożu. Wilk troskliwie przykrył mnie grubym kocem, popatrzył na mnie jeszcze dłuższą chwilę i lekkim uśmiechem pożegnał się ze mną wychodząc z namiotu.
I w końcu jest. Mam też dodatkowo niespodziankę dla was. Każdemu, kto napisze komentarz pod tym postem podam jego odpowiednik imienia w wilczym języku. Jedynym wymaganiem jest podanie swojego ,,ludzkiego" imienia. Czas jest nieokreślony, komentarze anonimowe także się liczą!
Pozdrawiam Klaudia
czwartek, 19 listopada 2015
Rozdział 40
,,Oto nowy członek"
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Oczami Ally
Ciągle towarzyszyło mi nieodparte wrażenie, że ktoś nas śledzi.
-Też to czujesz?- Austin szepnął do mnie i przyśpieszył swój bieg.
-Cały czas myślę, że coś jest nie w porządku- odparłam- Daleko jeszcze?
-No wiesz, gdybyś nie kazała mi iść do tego doktora, to przecież...- powiedział zirytowany, ale patrząc w moje oczy szybko dodał- Już niedaleko.
-To dobrze- odetchnęłam z ulgą kładąc głowę na miękkim karku wilkołaka. Był jeszcze bardziej wygodny od mojego łóżka.
Przymknęłam ufnie oczy i nawet nie wiem, kiedy odpłynęłam.
-Obudź się lisico, już na to czas- usłyszałam ciepły głos należący do wiecie kogo.
Otworzyłam swe oczy i ujrzałam, że jestem w dużym namiocie, najwyraźniej medycznym, oprócz wzroku mojego przyjaciela podłapałam jeszcze ciekawskie spojrzenie stojącego nieopodal wilkołaka w ludzkiej formie, po stroju poznałam, że to lekarz.
-Ekhem- odezwałam się pierwsza widząc fachowy opatrunek na policzku mojego przyjaciela.- Widzę, że przespałam najlepsze.
-Oj tak- doktor popatrzył na mnie- Gdybyś widziała, jak Austin bronił się przede mną, myślałem, że będziesz potrzebna do trzymania go za rączkę, ale na szczęście obyło się bez tego- Austin spojrzał na niego z nieukrywaną irytacją- No, ale zostaną mu wielkie blizny- dodał szybko.
-Oj tam, nie przejmuj się tym- szturchnęłam w bok blondyna widząc jego przybitą minę- Ja tam lubię blizny u chłopaków- dodałam, a jemu zaświeciły się oczy.
-No dobrze, to ja was zostawiam. Aha, alfo- zwrócił się do Austina- Kiedy skończycie, przyjdźcie do nas, musimy coś omówić- puścił do mnie oczko i wyszedł z namiotu.
-My?- Zdziwiłam się, myślałam, że do takich spraw potrzebni są członkowie klanu.
-No właśnie o to chodzi- blondyn spojrzał mi głęboko w oczy czytając mi w myślach- To niespodzianka, więc lepiej już chodźmy- i zanim zdążyłam w ogóle zareagować zostałam niemal siłą zaciągnięta na zewnątrz.
Było już ciemno, a mrok rozświetlało jedynie kilka pochodni. Mimo to zdążyłam zauważyć dziesiątki par żółtych oczu wpatrzonych w nas. Mój przyjaciel także zdążył przybrać swą prawdziwą postać i po chwili gdzieś zniknął.
Zostałam sama, może jednak nie do końca sama, zważywszy na to, iż kilka metrów przed sobą miałam wielkie stado białych i czarnych wilkołaków. Nie bałam się ich, wiedziałam, że zostałam ich przyjacielem, a przynajmniej kimś, kogo nie można pożreć.
Jednak mój stan nie trwał długo, za moimi plecami pojawił się sporych rozmiarów biały wilkołak ubrany w dziwny strój: na głowie miał pióropusz, na szyi naszyjnik z kłów, wszędzie także pióra oraz naramienniki z czaszek wilków, a w łapie dzierżył ozdobną i długą laskę wykonaną z gałęzi jakiegoś drzewa. Był to lekarz, jednak teraz pełnił funkcję kogoś podobnego do szamana.
Nagle wszystkie stworzenia nawet wraz ze stojącym obok mnie wilkiem skłoniły się oddając komuś szacunek, odwróciłam się ciekawa tego, kto może być powodem ich zachowania.
Dzisiaj rozdział dość krótki niestety, jednak na osłodę dodam, że zaktualizowałam stronę Bohaterowie o dodatkowy opis Austina.
Prośba: Komentujcie rozdziały: to bardzo motywuje i sprawia, że wiem, że ktoś je czyta.
Pozdrawiam Klaudia
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Oczami Ally
Ciągle towarzyszyło mi nieodparte wrażenie, że ktoś nas śledzi.
-Też to czujesz?- Austin szepnął do mnie i przyśpieszył swój bieg.
-Cały czas myślę, że coś jest nie w porządku- odparłam- Daleko jeszcze?
-No wiesz, gdybyś nie kazała mi iść do tego doktora, to przecież...- powiedział zirytowany, ale patrząc w moje oczy szybko dodał- Już niedaleko.
-To dobrze- odetchnęłam z ulgą kładąc głowę na miękkim karku wilkołaka. Był jeszcze bardziej wygodny od mojego łóżka.
Przymknęłam ufnie oczy i nawet nie wiem, kiedy odpłynęłam.
-Obudź się lisico, już na to czas- usłyszałam ciepły głos należący do wiecie kogo.
Otworzyłam swe oczy i ujrzałam, że jestem w dużym namiocie, najwyraźniej medycznym, oprócz wzroku mojego przyjaciela podłapałam jeszcze ciekawskie spojrzenie stojącego nieopodal wilkołaka w ludzkiej formie, po stroju poznałam, że to lekarz.
-Ekhem- odezwałam się pierwsza widząc fachowy opatrunek na policzku mojego przyjaciela.- Widzę, że przespałam najlepsze.
-Oj tak- doktor popatrzył na mnie- Gdybyś widziała, jak Austin bronił się przede mną, myślałem, że będziesz potrzebna do trzymania go za rączkę, ale na szczęście obyło się bez tego- Austin spojrzał na niego z nieukrywaną irytacją- No, ale zostaną mu wielkie blizny- dodał szybko.
-Oj tam, nie przejmuj się tym- szturchnęłam w bok blondyna widząc jego przybitą minę- Ja tam lubię blizny u chłopaków- dodałam, a jemu zaświeciły się oczy.
-No dobrze, to ja was zostawiam. Aha, alfo- zwrócił się do Austina- Kiedy skończycie, przyjdźcie do nas, musimy coś omówić- puścił do mnie oczko i wyszedł z namiotu.
-My?- Zdziwiłam się, myślałam, że do takich spraw potrzebni są członkowie klanu.
-No właśnie o to chodzi- blondyn spojrzał mi głęboko w oczy czytając mi w myślach- To niespodzianka, więc lepiej już chodźmy- i zanim zdążyłam w ogóle zareagować zostałam niemal siłą zaciągnięta na zewnątrz.
Było już ciemno, a mrok rozświetlało jedynie kilka pochodni. Mimo to zdążyłam zauważyć dziesiątki par żółtych oczu wpatrzonych w nas. Mój przyjaciel także zdążył przybrać swą prawdziwą postać i po chwili gdzieś zniknął.
Zostałam sama, może jednak nie do końca sama, zważywszy na to, iż kilka metrów przed sobą miałam wielkie stado białych i czarnych wilkołaków. Nie bałam się ich, wiedziałam, że zostałam ich przyjacielem, a przynajmniej kimś, kogo nie można pożreć.
Jednak mój stan nie trwał długo, za moimi plecami pojawił się sporych rozmiarów biały wilkołak ubrany w dziwny strój: na głowie miał pióropusz, na szyi naszyjnik z kłów, wszędzie także pióra oraz naramienniki z czaszek wilków, a w łapie dzierżył ozdobną i długą laskę wykonaną z gałęzi jakiegoś drzewa. Był to lekarz, jednak teraz pełnił funkcję kogoś podobnego do szamana.
Nagle wszystkie stworzenia nawet wraz ze stojącym obok mnie wilkiem skłoniły się oddając komuś szacunek, odwróciłam się ciekawa tego, kto może być powodem ich zachowania.
Dzisiaj rozdział dość krótki niestety, jednak na osłodę dodam, że zaktualizowałam stronę Bohaterowie o dodatkowy opis Austina.
Prośba: Komentujcie rozdziały: to bardzo motywuje i sprawia, że wiem, że ktoś je czyta.
Pozdrawiam Klaudia
niedziela, 8 listopada 2015
Nowa informacja
Pragnę poinformować was, że zaktualizowałam Wilczą Księgę o nowego przedstawiciela wilkołaków.
Chciałabym was także prosić o to, by każdy, kto czyta tego bloga, mógł w miarę swoich możliwości dodawać komentarze, swoje rady, przemyślenia itp. Będzie to niezwykle dla mnie pomocne i motywujące.
Pozdrawiam Klaudia
(Ps. liczy się każdy komentarz, nawet anonimowy)
Chciałabym was także prosić o to, by każdy, kto czyta tego bloga, mógł w miarę swoich możliwości dodawać komentarze, swoje rady, przemyślenia itp. Będzie to niezwykle dla mnie pomocne i motywujące.
Pozdrawiam Klaudia
(Ps. liczy się każdy komentarz, nawet anonimowy)
sobota, 7 listopada 2015
Rozdział 39
,,Czekaj na najmniejszy nawet błąd"
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Oczami Austina
Otworzyłem swe zaspane oczy przeciągając się. Policzek nie bolał już tak bardzo, ale zaczął jakby lekko szczypać. Może jednak powinienem wybrać się do jakiegoś fachowego lekarza.
Nie zrozumcie mnie źle. Moi przyjaciele wykonali kawał dobrej roboty, ale jednak daleko do ideału.
Ziewnąłem po raz kolejny, a przed oczami stanęła mi Ally.
-Dzień dobry- powiedziała przymilnie.
-Dobry to on będzie- mruknąłem cicho, a dziewczyna spojrzała na mnie badawczo- Na co masz ochotę?- zmieniłem temat.
-Chyba wiadomo!- odparła ucieszona moim dobrym humorem i zaraz zabrała się za robienie naleśników.
W końcu wstałem z krzesła i nadal zaspany podreptałem do pokoju, by z lekka się odświeżyć.
30 minut później
-Pyszne śniadanie- powiedziałem z uśmiechem- Twoje naleśniki stają się lepsze od moich.
-No wiem- odparła skromnie- A teraz zbieraj się.
-A po co?- szczerze się zdziwiłem.
-Tylko nie zgrywaj mi tu takiego niewiniątka. Dan wczoraj mi powiedział, że macie w swoim stadzie fachowego lekarza. Skoro nie chcesz iść do ludzkiego doktora, to pójdziemy do wilczego- wzięła się pod boki.
-A to zdrajca z tego Dana- mruknąłem ledwo słyszalnie.
-Aha, twój przyjaciel ostrzegał mnie, że jesteś uparty. No chodź już!- pociągnęła mnie gwałtownie za rękę.
Chcąc nie chcąc musiałem wyjść z Ally do lasu. Akurat po niedawnych wydarzeniach nie byłem do końca pewien, czy jest to dobry pomysł. Ale dziewczyna się zawzięła na amen, nie miałem więc najmniejszego wyboru.
-A ponoć to ja jestem Alfą- pomyślałem z zadumą- W tym związku rządzi jednak Ally.
Dziewczyna stanęła kawałek ode mnie, w tym czasie ja w krzakach obok dokonałem mej przemiany.
Po wszystkim padłem na cztery łapy, brunetka mogła mnie dosiąść i ruszyliśmy.
Tymczasem
-Czy możemy już ich załatwić?- krwawy wilkołak bez kawałka pyska mlasnął ze zniecierpliwieniem.
Towarzyszący mu władca wampirów spojrzał na niego gniewnie.
-Ile razy mam ci to jeszcze powtarzać, żałosny kundlu, że to nie takie proste?!- Thrall prawie krzyknął.
Oba stworzenia obserwowały z ukrycia niezwykły widok. Nie na co dzień widzi się wampirzycę dosiadającą Zeymah.
-Heh, ten wilk robi się potulny jak baranek. Nie do wiary, że to istna maszynka do zabijania i najlepszy łowca. No, teraz ten tytuł należy do ciebie- Proudmoore spojrzał z podziwem na swoje dzieło.
Któż mógł się spodziewać takiego efektu? Na początku był to nieudany eksperyment. Porwał czarnego wilkołaka i zmienił odrobinę jego DNA dodając mu własne.
A teraz stoi przed nim mierzący dokładnie 215 cm wilkołak o niespotykanym dotąd kolorze sierści, sile i wytrzymałości.
-Ich śmierć nie może wyglądać na przypadek. To wydarzenie muszą ujrzeć wszyscy z klanu Schumir.
To ma ich poruszyć, zniszczyć ich morale.
-W jaki sposób?- bestia nie rozumiała.
-Gdy ich najlepszy wojownik padnie w walce zrozumieją, że z nami nie mają szans. A co do ciebie- zwrócił się do niego- Obserwuj tę dwójkę, czekaj na ich potknięcie i wykorzystaj najmniejszy nawet błąd. Musisz zranić ich dogłębnie, ale nie zabić. To zabawa na później- Thrall wyszczerzył zęby w okrutnym śmiechu i rozpostarł skrzydła gotów do lotu.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Oczami Austina
Otworzyłem swe zaspane oczy przeciągając się. Policzek nie bolał już tak bardzo, ale zaczął jakby lekko szczypać. Może jednak powinienem wybrać się do jakiegoś fachowego lekarza.
Nie zrozumcie mnie źle. Moi przyjaciele wykonali kawał dobrej roboty, ale jednak daleko do ideału.
Ziewnąłem po raz kolejny, a przed oczami stanęła mi Ally.
-Dzień dobry- powiedziała przymilnie.
-Dobry to on będzie- mruknąłem cicho, a dziewczyna spojrzała na mnie badawczo- Na co masz ochotę?- zmieniłem temat.
-Chyba wiadomo!- odparła ucieszona moim dobrym humorem i zaraz zabrała się za robienie naleśników.
W końcu wstałem z krzesła i nadal zaspany podreptałem do pokoju, by z lekka się odświeżyć.
30 minut później
-Pyszne śniadanie- powiedziałem z uśmiechem- Twoje naleśniki stają się lepsze od moich.
-No wiem- odparła skromnie- A teraz zbieraj się.
-A po co?- szczerze się zdziwiłem.
-Tylko nie zgrywaj mi tu takiego niewiniątka. Dan wczoraj mi powiedział, że macie w swoim stadzie fachowego lekarza. Skoro nie chcesz iść do ludzkiego doktora, to pójdziemy do wilczego- wzięła się pod boki.
-A to zdrajca z tego Dana- mruknąłem ledwo słyszalnie.
-Aha, twój przyjaciel ostrzegał mnie, że jesteś uparty. No chodź już!- pociągnęła mnie gwałtownie za rękę.
Chcąc nie chcąc musiałem wyjść z Ally do lasu. Akurat po niedawnych wydarzeniach nie byłem do końca pewien, czy jest to dobry pomysł. Ale dziewczyna się zawzięła na amen, nie miałem więc najmniejszego wyboru.
-A ponoć to ja jestem Alfą- pomyślałem z zadumą- W tym związku rządzi jednak Ally.
Dziewczyna stanęła kawałek ode mnie, w tym czasie ja w krzakach obok dokonałem mej przemiany.
Po wszystkim padłem na cztery łapy, brunetka mogła mnie dosiąść i ruszyliśmy.
Tymczasem
-Czy możemy już ich załatwić?- krwawy wilkołak bez kawałka pyska mlasnął ze zniecierpliwieniem.
Towarzyszący mu władca wampirów spojrzał na niego gniewnie.
-Ile razy mam ci to jeszcze powtarzać, żałosny kundlu, że to nie takie proste?!- Thrall prawie krzyknął.
Oba stworzenia obserwowały z ukrycia niezwykły widok. Nie na co dzień widzi się wampirzycę dosiadającą Zeymah.
-Heh, ten wilk robi się potulny jak baranek. Nie do wiary, że to istna maszynka do zabijania i najlepszy łowca. No, teraz ten tytuł należy do ciebie- Proudmoore spojrzał z podziwem na swoje dzieło.
Któż mógł się spodziewać takiego efektu? Na początku był to nieudany eksperyment. Porwał czarnego wilkołaka i zmienił odrobinę jego DNA dodając mu własne.
A teraz stoi przed nim mierzący dokładnie 215 cm wilkołak o niespotykanym dotąd kolorze sierści, sile i wytrzymałości.
-Ich śmierć nie może wyglądać na przypadek. To wydarzenie muszą ujrzeć wszyscy z klanu Schumir.
To ma ich poruszyć, zniszczyć ich morale.
-W jaki sposób?- bestia nie rozumiała.
-Gdy ich najlepszy wojownik padnie w walce zrozumieją, że z nami nie mają szans. A co do ciebie- zwrócił się do niego- Obserwuj tę dwójkę, czekaj na ich potknięcie i wykorzystaj najmniejszy nawet błąd. Musisz zranić ich dogłębnie, ale nie zabić. To zabawa na później- Thrall wyszczerzył zęby w okrutnym śmiechu i rozpostarł skrzydła gotów do lotu.
sobota, 31 października 2015
Rozdział 38
,,Plan wygląda tak.."
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
-No dobrze, przemilczę może fakt, że jesteście cali we krwi! Cholerni popaprańcy! Co wyście zrobili?! I gdzie jest Austin?!- zaczerwieniła się, co akurat nas nie zaskoczyło.
-W kuchni- powiedziałam cicho- Nam też miło cię widzieć, Trish- dodałam już głośniej.
-Co zrobiliście? Zabiliście kogoś, tak?!- ryknęła na nas cała czerwona, aż Austin zmuszony był sprawdzić, co się dzieje.
Wyobraźcie sobie teraz zaskoczenie tych dwoje ludzi. Austin w zakrwawionym opatrunku na prawie połowie twarzy, a Trish cała czerwona i prawie ziejąca ogniem.
Musieliśmy wszystko jej wyjaśnić od nowa. Ale zaraz, gdy dotarłam do fragmentu o tym, że blondyn jest wilkołakiem, moja bojowa zazwyczaj przyjaciółka zbladła cała na twarzy. Dziesięć minut zajęło Austinowi wyjaśnianie, że nie zrobi niczego złe Trish, że wcale nie chce jej pożreć itp.
-No dobra- dziewczyna zerkała na nas ciągle nie dowierzając- Czy macie już może jakiś plan?
-Właściwie to tak- Austin zerknął na nią akurat w momencie, gdy usłyszeliśmy dzwonek od drzwi.
Podeszłam do drzwi i trzęsącą się dłonią otworzyłam je. Na szczęście za drzwiami stał Dan ( w ludzkiej formie ). Trish i Dez musieli nas niestety opuścić, ale obiecali, że niedługo znów zajrzą.
Moja przyjaciółka wychodząc zdążyła jeszcze cicho mruknąć do mnie, że to najdziwniejszy dzień w jej życiu.
W duchu przyznałam jej rację i zamknęłam za nią drzwi. W międzyczasie Dan już zajął się Austinem.
-Oj chłopie- brunet pokręcił głową z dezaprobatą- Na sto procent zostaną ci po tym blizny. Ale nie ma tego złego, dziewczyny-wilkołaki uwielbiają facetów z bliznami!- dodał z uśmiechem, ale widząc moją minę zaraz spoważniał.
-Ta, dzięki Dan- Austin spojrzał na niego ze smutkiem. Ale jak ja wyjdę z tym do ludzi? Przecież te blizny będą ogromne!
-A kto powiedział, że musisz?- szepnęłam w jego stronę- Na razie przecież możesz zostać tutaj lub wychodzić do swojego stada w lesie- dodałam- Mnie i Dezowi te blizny nie będą przeszkadzać. Gorzej z Trish- dodałam z uśmiechem- Ale i ona z czasem się przyzwyczai.
-Dzięki Ally- spojrzał na mnie lekko się uśmiechając- Od razu mi lepiej.
-Ekhem- Dan kaszlnął zniecierpliwiony- Rozumiem, że pragniecie sobie jeszcze dużo wyznać, ale musimy przejść do rzeczy, alfo. Jaki będzie nasz następny krok?- wygiął lekko pierś.
-Na razie musimy podwoić patrole na naszej ziemi- Austin spojrzał na niego- Nie możemy pozwolić, by ten nowy wilkołak zagroził komukolwiek z naszego stada- zerknął na mnie.
-Tak jest, alfo! Kto ma pełnić pierwszą wartę?
-Marek i Jan- odparł i Dan zniknął z naszego pola widzenia, gdy wyszedł na zewnątrz.
Blondyn padł zmęczony na krzesło.
-Ale jestem skonany- jęknął cicho.
-Może powinien opatrzyć cię lekarz?- powiedziałam przyglądając się mu.
-Nie, nic mi nie jest- odparł i zamknął oczy.
Po chwili dotarło do mnie ciche pochrapywanie. Pokręciłam głową i przykryłam blondyna grubym kocem.
Uśmiechnęłam się lekko pod nosem i poszłam spać do swojego łóżka w nadziei na lepsze jutro.
Niespodzianka! Zapewne nikt z was nie spodziewał się rozdziału po zawieszeniu bloga. Muszę jeszcze ogarnąć wiele spraw związanych z nowym blogiem, ale jednak w pełni nie opuściłam tego. Nadal będę sprawować nad nim pieczę. Myślę, że raz na jakiś czas nowe rozdziały będą mogły się pojawiać, no ale jeszcze zobaczymy.
Pozdrawiam Klaudia
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
-No dobrze, przemilczę może fakt, że jesteście cali we krwi! Cholerni popaprańcy! Co wyście zrobili?! I gdzie jest Austin?!- zaczerwieniła się, co akurat nas nie zaskoczyło.
-W kuchni- powiedziałam cicho- Nam też miło cię widzieć, Trish- dodałam już głośniej.
-Co zrobiliście? Zabiliście kogoś, tak?!- ryknęła na nas cała czerwona, aż Austin zmuszony był sprawdzić, co się dzieje.
Wyobraźcie sobie teraz zaskoczenie tych dwoje ludzi. Austin w zakrwawionym opatrunku na prawie połowie twarzy, a Trish cała czerwona i prawie ziejąca ogniem.
Musieliśmy wszystko jej wyjaśnić od nowa. Ale zaraz, gdy dotarłam do fragmentu o tym, że blondyn jest wilkołakiem, moja bojowa zazwyczaj przyjaciółka zbladła cała na twarzy. Dziesięć minut zajęło Austinowi wyjaśnianie, że nie zrobi niczego złe Trish, że wcale nie chce jej pożreć itp.
-No dobra- dziewczyna zerkała na nas ciągle nie dowierzając- Czy macie już może jakiś plan?
-Właściwie to tak- Austin zerknął na nią akurat w momencie, gdy usłyszeliśmy dzwonek od drzwi.
Podeszłam do drzwi i trzęsącą się dłonią otworzyłam je. Na szczęście za drzwiami stał Dan ( w ludzkiej formie ). Trish i Dez musieli nas niestety opuścić, ale obiecali, że niedługo znów zajrzą.
Moja przyjaciółka wychodząc zdążyła jeszcze cicho mruknąć do mnie, że to najdziwniejszy dzień w jej życiu.
W duchu przyznałam jej rację i zamknęłam za nią drzwi. W międzyczasie Dan już zajął się Austinem.
-Oj chłopie- brunet pokręcił głową z dezaprobatą- Na sto procent zostaną ci po tym blizny. Ale nie ma tego złego, dziewczyny-wilkołaki uwielbiają facetów z bliznami!- dodał z uśmiechem, ale widząc moją minę zaraz spoważniał.
-Ta, dzięki Dan- Austin spojrzał na niego ze smutkiem. Ale jak ja wyjdę z tym do ludzi? Przecież te blizny będą ogromne!
-A kto powiedział, że musisz?- szepnęłam w jego stronę- Na razie przecież możesz zostać tutaj lub wychodzić do swojego stada w lesie- dodałam- Mnie i Dezowi te blizny nie będą przeszkadzać. Gorzej z Trish- dodałam z uśmiechem- Ale i ona z czasem się przyzwyczai.
-Dzięki Ally- spojrzał na mnie lekko się uśmiechając- Od razu mi lepiej.
-Ekhem- Dan kaszlnął zniecierpliwiony- Rozumiem, że pragniecie sobie jeszcze dużo wyznać, ale musimy przejść do rzeczy, alfo. Jaki będzie nasz następny krok?- wygiął lekko pierś.
-Na razie musimy podwoić patrole na naszej ziemi- Austin spojrzał na niego- Nie możemy pozwolić, by ten nowy wilkołak zagroził komukolwiek z naszego stada- zerknął na mnie.
-Tak jest, alfo! Kto ma pełnić pierwszą wartę?
-Marek i Jan- odparł i Dan zniknął z naszego pola widzenia, gdy wyszedł na zewnątrz.
Blondyn padł zmęczony na krzesło.
-Ale jestem skonany- jęknął cicho.
-Może powinien opatrzyć cię lekarz?- powiedziałam przyglądając się mu.
-Nie, nic mi nie jest- odparł i zamknął oczy.
Po chwili dotarło do mnie ciche pochrapywanie. Pokręciłam głową i przykryłam blondyna grubym kocem.
Uśmiechnęłam się lekko pod nosem i poszłam spać do swojego łóżka w nadziei na lepsze jutro.
Niespodzianka! Zapewne nikt z was nie spodziewał się rozdziału po zawieszeniu bloga. Muszę jeszcze ogarnąć wiele spraw związanych z nowym blogiem, ale jednak w pełni nie opuściłam tego. Nadal będę sprawować nad nim pieczę. Myślę, że raz na jakiś czas nowe rozdziały będą mogły się pojawiać, no ale jeszcze zobaczymy.
Pozdrawiam Klaudia
poniedziałek, 28 września 2015
Informacja numer...
Witajcie,
Rozdziału, jak łatwo zauważyć, nie było od dobrych kilku tygodni. Wiadomo, czym jest to spowodowane: szkołą.
Chodzę obecnie do szkoły średniej, a tam niestety jest dużo więcej nauki.
Gdy będę mieć trochę więcej czasu (co przewiduję, że szybko nie nadejdzie) dodam rozdział, który jest już zresztą zaczęty.
Gdybyście jednak czuli pewien niedosyt z mojej strony, to zapraszam tu:
Blog
Byłoby mi niezmiernie miło, gdybyście zechcieli wpaść i ocenić moje prace.
Ps. Chodzę do technikum, gdzie tak naprawdę w przedmiotach zawodowych najbardziej dla mnie liczy się grafika, dlatego drugi blog nabiera rozpędu.
Pozdrawiam Klaudia
Rozdziału, jak łatwo zauważyć, nie było od dobrych kilku tygodni. Wiadomo, czym jest to spowodowane: szkołą.
Chodzę obecnie do szkoły średniej, a tam niestety jest dużo więcej nauki.
Gdy będę mieć trochę więcej czasu (co przewiduję, że szybko nie nadejdzie) dodam rozdział, który jest już zresztą zaczęty.
Gdybyście jednak czuli pewien niedosyt z mojej strony, to zapraszam tu:
Blog
Byłoby mi niezmiernie miło, gdybyście zechcieli wpaść i ocenić moje prace.
Ps. Chodzę do technikum, gdzie tak naprawdę w przedmiotach zawodowych najbardziej dla mnie liczy się grafika, dlatego drugi blog nabiera rozpędu.
Pozdrawiam Klaudia
środa, 26 sierpnia 2015
TB
,,Dopiero gdy kogoś stracimy, zaczynamy doceniać spędzony wspólnie czas."
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Dobrze maleńka, już prawie się zbliżamy- szepnęłam do córeczki, jak co tydzień próbując opanować łzy.
Moje życie toczyło się normalnym torem. Dom - szkoła - dom, Nigdzie nie wychodziłam ze znajomymi. Byłam raczej typem samotnika. Nie, nie chodziło o to, że nie miałam przyjaciół. Miałam i nadal mam dwójkę przyjaciół, za których skoczyłabym w ogień, a oni za mną. Chodziło bardziej o to, że byłam bardzo nieśmiała. Jedyne miejsce, do którego chętnie chodziłam, była szkoła muzyczna, do której uczęszczałam dwa razy w tygodniu. I to właśnie tam poznałam mężczyznę, który wywrócił moje życie do góry nogami.
Nazywał się Austin Moon, i tak jak ja uwielbiał śpiewać oraz grać na różnych instrumentach. Jak przez mgłę pamiętam, że nigdy nie rozstawał się ze swoją ulubioną gitarą. Dość szybko się zaprzyjaźniliśmy, wtedy dopiero wyjawił mi, że był po niezbyt udanym związku z dziewczyną, która zdradzała go na lewo i prawo, nawet jego były najlepszy przyjaciel nie zdołał oprzeć się jej aurze i urodzie.
-Nadal się spotykają. Czyli jednak jest w tej przygodzie jakiś happy end- dodał gorzko kończąc swą opowieść.
Nie wiem, czy to przez jego smutną historię, czy przez uśmiech losu, ale bardzo wtedy się do siebie zbliżyliśmy. Po niespełna dwóch miesiącach znajomości zostaliśmy parą. Okazało się wtedy, że Austin został przeniesiony do mojej klasy z nieznanych dotąd powodów, toteż mogliśmy spędzać z sobą więcej czasu. Nie uszło to uwadze innym uczniom w szkole.
Nieraz blondyn był świadkiem, gdy różni ludzie wytykali nas palcami. Znosiłam to cierpliwie, ale Austin już nie. W tamtym okresie stał się bardziej nerwowy, co dało o sobie znać, gdy wdał się w parę bójek w mojej obronie. Wtedy też ponownie przenieśli go do innej klasy.
Ale to w ogóle nie przeszkadzało nam się spotykać. Razem ukończyliśmy szkołę z wyróżnieniem ( dzięki mojej pomocy chłopak podciągnął się w nauce ) i... a co wam będę opowiadać dalej?
Ważne jest to, że po niecałym roku znajomości Austin poprosił mnie o rękę! Zrobił to w sposób niezwykły. Podczas jednego ze swoich licznych koncertów nagle przerwał występ, wziął do ręki mikrofon i powiedział:
-Czy mógłbym poprosić tu na scenę pewną wyjątkową dziewczyną. Tak, to o ciebie mi chodzi, lisico- spojrzał na mnie, gdy stanęłam obok niego.
Wtedy też uklęknął przede mną, wyciągnął pudełeczko z pierścionkiem i łamiącym się głosem zapytał, czy zostanę jego żoną.
Moja odpowiedź była oczywista, ale w tle nagle usłyszałam piski dziesiątek zgromadzonych tu dziewczyn i oklaski chłopaków.
Jakiś miesiąc później mogliśmy powiedzieć sobie: TAK, a następnie bawić się do późnej nocy na naszym weselu, gdzie gościli także i nasi przyjaciele: Dez i Trish, którzy sami trochę wcześniej zaręczyli się.
Noc poślubna była wspaniała, a niecały rok później urodziłam długo wyczekiwaną córeczkę, Jessie.
Ach, jak ja dobrze wspominam ten czas, gdy nosiłam ją jeszcze w brzuchu. Austin nie odstępował mnie na krok, no może jedynie, gdy musiał iść do pracy. Ale gdy wracał, nosił mnie na rękach, robił za mnie wszystkie moje obowiązki i nie pozwalał się przemęczać. Jednocześnie nie pozwalał mi się zbytnio zapuścić, razem chodziliśmy na spacery, do kina. Po prostu dbał o mnie.
Także i po urodzeniu córeczki niewiele się zmieniło. Aż do tego feralnego dnia.
Jessie skończyła jakieś siedem lat. Była sobota, toteż mogliśmy wyjść w trójkę na zakupy.
Wyszliśmy więc z domu i ruszyliśmy w stronę sklepu, gdzie zwykle się zaopatrywaliśmy. Pozostało nam jedynie przejście dla pieszych i bylibyśmy już u celu.
Gdzieś tak w połowie przejścia nagle zauważyłam, że pędzi na nas rozpędzone auto. Dosłownie sparaliżowało mnie ze strachu, ale Austin zachował zdrowy rozsądek. Odepchnął mnie i Jessie z ulicy, ale sam nastawił się na uderzenie maszyny.
Szybko wstałam z chodnika i podbiegłam do męża. Leżał na ulicy zakrwawiony, z ust sączyła się krew. Próbowałam go zmusić, by nie zasypiał, lecz on zdołał jedynie lekko się uśmiechnąć do mnie, po czym na zawsze zamknął oczy.
Nie pamiętam nic z następnych dni i z samego pogrzebu. Żyłam jak w transie, nie mogąc niczego z siebie wykrzesać. Przy życiu utrzymywała mnie tylko córeczka, przyjaciele i rodzina. Bez nich najpewniej sama dołączyłabym do Austina.
Kierowca, który zabił mi ukochanego sam miał żonę i dziecko, ale to nie powstrzymało go przed wypiciem paru piw i kierowaniem autem. Dostał piętnaście lat więzienie, ale to przecież nie zwróci mi męża.
Codziennie rano budzę się z płaczem widząc puste miejsce obok mojego łóżka, jednak nie mogłam cały czas rozpaczać, gdyż dwa miesiące po śmierci Austina okazało się, że jestem w ciąży. Musiałam przecież zadbać o siebie i o nasze dziecko. Dla niego.
-Dobrze maleńka, już jesteśmy- oznajmiłam Jessie lekko dotykając dobrze już widocznego brzuszka.
W końcu obiecane TB się pojawiło. Dajcie znać w komentarzach co o nim myślicie.
Pozdrawiam
Moje życie toczyło się normalnym torem. Dom - szkoła - dom, Nigdzie nie wychodziłam ze znajomymi. Byłam raczej typem samotnika. Nie, nie chodziło o to, że nie miałam przyjaciół. Miałam i nadal mam dwójkę przyjaciół, za których skoczyłabym w ogień, a oni za mną. Chodziło bardziej o to, że byłam bardzo nieśmiała. Jedyne miejsce, do którego chętnie chodziłam, była szkoła muzyczna, do której uczęszczałam dwa razy w tygodniu. I to właśnie tam poznałam mężczyznę, który wywrócił moje życie do góry nogami.
Nazywał się Austin Moon, i tak jak ja uwielbiał śpiewać oraz grać na różnych instrumentach. Jak przez mgłę pamiętam, że nigdy nie rozstawał się ze swoją ulubioną gitarą. Dość szybko się zaprzyjaźniliśmy, wtedy dopiero wyjawił mi, że był po niezbyt udanym związku z dziewczyną, która zdradzała go na lewo i prawo, nawet jego były najlepszy przyjaciel nie zdołał oprzeć się jej aurze i urodzie.
-Nadal się spotykają. Czyli jednak jest w tej przygodzie jakiś happy end- dodał gorzko kończąc swą opowieść.
Nie wiem, czy to przez jego smutną historię, czy przez uśmiech losu, ale bardzo wtedy się do siebie zbliżyliśmy. Po niespełna dwóch miesiącach znajomości zostaliśmy parą. Okazało się wtedy, że Austin został przeniesiony do mojej klasy z nieznanych dotąd powodów, toteż mogliśmy spędzać z sobą więcej czasu. Nie uszło to uwadze innym uczniom w szkole.
Nieraz blondyn był świadkiem, gdy różni ludzie wytykali nas palcami. Znosiłam to cierpliwie, ale Austin już nie. W tamtym okresie stał się bardziej nerwowy, co dało o sobie znać, gdy wdał się w parę bójek w mojej obronie. Wtedy też ponownie przenieśli go do innej klasy.
Ale to w ogóle nie przeszkadzało nam się spotykać. Razem ukończyliśmy szkołę z wyróżnieniem ( dzięki mojej pomocy chłopak podciągnął się w nauce ) i... a co wam będę opowiadać dalej?
Ważne jest to, że po niecałym roku znajomości Austin poprosił mnie o rękę! Zrobił to w sposób niezwykły. Podczas jednego ze swoich licznych koncertów nagle przerwał występ, wziął do ręki mikrofon i powiedział:
-Czy mógłbym poprosić tu na scenę pewną wyjątkową dziewczyną. Tak, to o ciebie mi chodzi, lisico- spojrzał na mnie, gdy stanęłam obok niego.
Wtedy też uklęknął przede mną, wyciągnął pudełeczko z pierścionkiem i łamiącym się głosem zapytał, czy zostanę jego żoną.
Moja odpowiedź była oczywista, ale w tle nagle usłyszałam piski dziesiątek zgromadzonych tu dziewczyn i oklaski chłopaków.
Jakiś miesiąc później mogliśmy powiedzieć sobie: TAK, a następnie bawić się do późnej nocy na naszym weselu, gdzie gościli także i nasi przyjaciele: Dez i Trish, którzy sami trochę wcześniej zaręczyli się.
Noc poślubna była wspaniała, a niecały rok później urodziłam długo wyczekiwaną córeczkę, Jessie.
Ach, jak ja dobrze wspominam ten czas, gdy nosiłam ją jeszcze w brzuchu. Austin nie odstępował mnie na krok, no może jedynie, gdy musiał iść do pracy. Ale gdy wracał, nosił mnie na rękach, robił za mnie wszystkie moje obowiązki i nie pozwalał się przemęczać. Jednocześnie nie pozwalał mi się zbytnio zapuścić, razem chodziliśmy na spacery, do kina. Po prostu dbał o mnie.
Także i po urodzeniu córeczki niewiele się zmieniło. Aż do tego feralnego dnia.
Jessie skończyła jakieś siedem lat. Była sobota, toteż mogliśmy wyjść w trójkę na zakupy.
Wyszliśmy więc z domu i ruszyliśmy w stronę sklepu, gdzie zwykle się zaopatrywaliśmy. Pozostało nam jedynie przejście dla pieszych i bylibyśmy już u celu.
Gdzieś tak w połowie przejścia nagle zauważyłam, że pędzi na nas rozpędzone auto. Dosłownie sparaliżowało mnie ze strachu, ale Austin zachował zdrowy rozsądek. Odepchnął mnie i Jessie z ulicy, ale sam nastawił się na uderzenie maszyny.
Szybko wstałam z chodnika i podbiegłam do męża. Leżał na ulicy zakrwawiony, z ust sączyła się krew. Próbowałam go zmusić, by nie zasypiał, lecz on zdołał jedynie lekko się uśmiechnąć do mnie, po czym na zawsze zamknął oczy.
Nie pamiętam nic z następnych dni i z samego pogrzebu. Żyłam jak w transie, nie mogąc niczego z siebie wykrzesać. Przy życiu utrzymywała mnie tylko córeczka, przyjaciele i rodzina. Bez nich najpewniej sama dołączyłabym do Austina.
Kierowca, który zabił mi ukochanego sam miał żonę i dziecko, ale to nie powstrzymało go przed wypiciem paru piw i kierowaniem autem. Dostał piętnaście lat więzienie, ale to przecież nie zwróci mi męża.
Codziennie rano budzę się z płaczem widząc puste miejsce obok mojego łóżka, jednak nie mogłam cały czas rozpaczać, gdyż dwa miesiące po śmierci Austina okazało się, że jestem w ciąży. Musiałam przecież zadbać o siebie i o nasze dziecko. Dla niego.
-Dobrze maleńka, już jesteśmy- oznajmiłam Jessie lekko dotykając dobrze już widocznego brzuszka.
W końcu obiecane TB się pojawiło. Dajcie znać w komentarzach co o nim myślicie.
Pozdrawiam
czwartek, 20 sierpnia 2015
Rozdział 37
,,Co TO robi w MOIM ogrodzie?!"
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jako kryjówkę wybrałam pomieszczenie przy szklanym wejściu na ogród. Szybko zatarasowaliśmy oba wejścia (to, którym weszliśmy i to prowadzące na dwór).
-Co tu się do diaska dzieje Ally?!- Dez naskoczył na mnie- Kto był za drzwiami?!
-Nie wiem jak to powiedzieć- przełknęłam ślinę- To był wilkołak. Ale żaden z mi znanych nie wyglądał tak jak on.
-Ale zaraz, co z Trish?- chłopak spojrzał na mnie z lękiem, ale nie dane nam było dłużej rozmyślać, gdyż za szklanymi drzwiami dojrzałam znajomą twarz, a raczej pysk.
-Jezu, jeszcze jeden wilkołak?- jęknął Dez chowając się w kącie, natomiast ja z uśmiechem otworzyłam drzwi mojemu przyjacielowi, widziałam, że jego szał już dawno go opuścił
-Co ty robisz, chcesz żeby nas pozabijał?!- rudzielec krzyknął z przerażenia odsuwając się od nas.
-Spokojnie chłopie- wilk wyszczerzył zęby- Chyba się mnie nie boisz?
-Zaraz, Austin?!- chłopak nie wytrzymał tego napięcia i po prostu zemdlał.
-Hm, chyba go przestraszyłem- blondyn w wilczej postaci spojrzał na mnie- Co wy tu robicie?
-Chowamy się- odparłam poważnie- Przed drzwiami ujrzałam wilkołaka. Strasznie wyglądał, był cały we krwi, ale jego sierść miała podobny kolor.
-Co ty opowiadasz?- Austin roześmiał się, co biorąc pod uwagę całą zaistniałą sytuację nie było na miejscu- No dobrze, mogę się rozejrzeć za tą bestią, ale mogę ci zapewnić, że nikogo oprócz mnie tu nie ma- dodał i wyszedł na zewnątrz, w międzyczasie ja zajęłam się cuceniem Deza.
-No widzisz? Nic tu nie ma- wilk odwrócił się do mnie i w tym momencie coś mignęło za nim.
-Austin, uważaj!- zdołałam tylko krzyknąć, gdy trzy wielkie pazury uderzyły w niego, blondyn zaskoczony nie zdążył zareagować i upadł na ziemię.
-Zamknij drzwi!- ryknął wściekle, gdy wielki wilk spojrzał na niego triumfalnie.
-O, nie musisz tego robić- uśmiechnął się do mnie, co ze względu na brak części pyska wyglądało strasznie- Wielki Przewodnik Thrall Proudmoore kazał wam przekazać, że to dopiero ostrzeżenie- mocniej przycisnął łapę, którą trzymał na brzuchu mojego przyjaciela- Przestańcie mieszać się w nasze sprawy, to nikt nie ucierpi. W przeciwnym razie, konsekwencje będą niewyobrażalne- dodał i puścił Austina- Aha, Miami ma nowego Alfę- wyszczerzył zęby i opuścił nasz ogród.
Zostawiłam Deza i podbiegłam do Austina, który w międzyczasie zdążył przybrać już ludzką formę.
Pomogłam mu wstać i z lękiem spojrzałam na niego.
-Co jest?- spojrzał na mnie i dotknął opuszkiem lewego policzka, na którym widniały trzy wielkie ślady pazurów- Auć.
-Nie dotykaj tego- szepnęłam próbując opanować mdłości i zaprowadziłam blondyna do środka.
Akurat rudzielec odzyskał przytomność, ale przestraszyłam się, czy zaraz jej nie straci.
Jednak nie, spojrzał na nas poważnie, przyniósł koszulę i buty dla Austina, a mnie kazał iść po opatrunek.
-Ally, zanim wyjdziesz- blondyn złapał mnie za rękę- Zadzwoń po Dana, niech tu zaraz przyjdzie- jęknął próbując ręką opanować krwotok- Trzeba... trzeba mu to wszystko wyjaśnić.
Kiwnęłam głową i posłusznie wykonałam oba polecenia.
Po czterdziestu minutach, gdzie względnie opanowaliśmy sytuację i dość dobrze zszyliśmy ranę rozległ się dzwonek. Z duszą na ramieniu otworzyłam drzwi, ale tym razem za drzwiami stała Trish!
Razem z Dezem wyściskaliśmy ją, na co ona zwyzywała nas od wariatów, ale zaraz spoważniała, widząc nas we krwi. Obawiałam się, czy czasem nie będziemy musieli i jej także reanimować.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jako kryjówkę wybrałam pomieszczenie przy szklanym wejściu na ogród. Szybko zatarasowaliśmy oba wejścia (to, którym weszliśmy i to prowadzące na dwór).
-Co tu się do diaska dzieje Ally?!- Dez naskoczył na mnie- Kto był za drzwiami?!
-Nie wiem jak to powiedzieć- przełknęłam ślinę- To był wilkołak. Ale żaden z mi znanych nie wyglądał tak jak on.
-Ale zaraz, co z Trish?- chłopak spojrzał na mnie z lękiem, ale nie dane nam było dłużej rozmyślać, gdyż za szklanymi drzwiami dojrzałam znajomą twarz, a raczej pysk.
-Jezu, jeszcze jeden wilkołak?- jęknął Dez chowając się w kącie, natomiast ja z uśmiechem otworzyłam drzwi mojemu przyjacielowi, widziałam, że jego szał już dawno go opuścił
-Co ty robisz, chcesz żeby nas pozabijał?!- rudzielec krzyknął z przerażenia odsuwając się od nas.
-Spokojnie chłopie- wilk wyszczerzył zęby- Chyba się mnie nie boisz?
-Zaraz, Austin?!- chłopak nie wytrzymał tego napięcia i po prostu zemdlał.
-Hm, chyba go przestraszyłem- blondyn w wilczej postaci spojrzał na mnie- Co wy tu robicie?
-Chowamy się- odparłam poważnie- Przed drzwiami ujrzałam wilkołaka. Strasznie wyglądał, był cały we krwi, ale jego sierść miała podobny kolor.
-Co ty opowiadasz?- Austin roześmiał się, co biorąc pod uwagę całą zaistniałą sytuację nie było na miejscu- No dobrze, mogę się rozejrzeć za tą bestią, ale mogę ci zapewnić, że nikogo oprócz mnie tu nie ma- dodał i wyszedł na zewnątrz, w międzyczasie ja zajęłam się cuceniem Deza.
-No widzisz? Nic tu nie ma- wilk odwrócił się do mnie i w tym momencie coś mignęło za nim.
-Austin, uważaj!- zdołałam tylko krzyknąć, gdy trzy wielkie pazury uderzyły w niego, blondyn zaskoczony nie zdążył zareagować i upadł na ziemię.
-Zamknij drzwi!- ryknął wściekle, gdy wielki wilk spojrzał na niego triumfalnie.
-O, nie musisz tego robić- uśmiechnął się do mnie, co ze względu na brak części pyska wyglądało strasznie- Wielki Przewodnik Thrall Proudmoore kazał wam przekazać, że to dopiero ostrzeżenie- mocniej przycisnął łapę, którą trzymał na brzuchu mojego przyjaciela- Przestańcie mieszać się w nasze sprawy, to nikt nie ucierpi. W przeciwnym razie, konsekwencje będą niewyobrażalne- dodał i puścił Austina- Aha, Miami ma nowego Alfę- wyszczerzył zęby i opuścił nasz ogród.
Zostawiłam Deza i podbiegłam do Austina, który w międzyczasie zdążył przybrać już ludzką formę.
Pomogłam mu wstać i z lękiem spojrzałam na niego.
-Co jest?- spojrzał na mnie i dotknął opuszkiem lewego policzka, na którym widniały trzy wielkie ślady pazurów- Auć.
-Nie dotykaj tego- szepnęłam próbując opanować mdłości i zaprowadziłam blondyna do środka.
Akurat rudzielec odzyskał przytomność, ale przestraszyłam się, czy zaraz jej nie straci.
Jednak nie, spojrzał na nas poważnie, przyniósł koszulę i buty dla Austina, a mnie kazał iść po opatrunek.
-Ally, zanim wyjdziesz- blondyn złapał mnie za rękę- Zadzwoń po Dana, niech tu zaraz przyjdzie- jęknął próbując ręką opanować krwotok- Trzeba... trzeba mu to wszystko wyjaśnić.
Kiwnęłam głową i posłusznie wykonałam oba polecenia.
Po czterdziestu minutach, gdzie względnie opanowaliśmy sytuację i dość dobrze zszyliśmy ranę rozległ się dzwonek. Z duszą na ramieniu otworzyłam drzwi, ale tym razem za drzwiami stała Trish!
Razem z Dezem wyściskaliśmy ją, na co ona zwyzywała nas od wariatów, ale zaraz spoważniała, widząc nas we krwi. Obawiałam się, czy czasem nie będziemy musieli i jej także reanimować.
piątek, 14 sierpnia 2015
Rozdział 36
,,Co to jest?!"
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dźwięki te nie ucichły nawet po dziesięciu minutach. Bałam się w tamtej chwili jak mało kto, ale przecież musiałam jakoś zareagować! Toteż wzięłam leżący na stoliku nocnym nóż( nawet nie pytajcie ) i zeszłam na dół trzęsąc się z zimna. Spodziewałam się, że istotą oblepioną w kleju będzie mój włochaty przyjaciel, ale to nie był on...
Wyjrzałam z lękiem z rogu i spojrzałam w tamtą stronę. W mojej pułapce uwięziony był nie kto inny jak Dez!
-Dez?! Co ty tu do diaska robisz?!- wydarłam się na niego z ulgą wypuszczając powietrze.
-Tak, tak Ally, ciebie też mi miło widzieć- odparł próbując wykaraskać się z mojej ,,niespodzianki"- Co ty robisz w domu Austina? I co to za klej?!
-Ech, to długa historia. Wyjaśnię ci ją z Austinem, gdy tylko wróci. Na razie pomogę ci uporać się z tym- wskazałam na jego brudne ubranie i twarz.
Po około trzydziestu minutach z pomocą zmywacza do paznokci udało mi się pomóc rudzielcowi bez potrzeby ścinania jego kudłów.
-Może w końcu mi zdradzisz, po co tu przyszedłeś?- zapytałam Deza, gdy ten się w końcu uspokoił.
-Co? Hm, a tak. Nasza spokojna i niezawodna Trish po tym, gdy po raz enty wywalili ją z pracy miała dzień wolny. Poszliśmy razem do kina, potem na lody- chłopak rozmarzył się i przeczuwałam, że zaraz go stracę- gdy wróciliśmy, dziewczyna przypomniała sobie, że nie widzieliśmy się z wami od wieków- uśmiechnął się- Kazała mi iść do Austina, a sama miała pójść do ciebie. Ale skoro ciebie nie zastanie, to pewnie przyjdzie tutaj- zakończył swój monolog i istotnie ,rozległ się dzwonek od drzwi.
-To pewnie Trish- rudowłosy spojrzał na mnie i wyszczerzył zęby- Nie wiem, po co ci ten nóż, ale może lepiej go schowaj?
Faktycznie, przez cały ten czas w prawej ręce trzymałam narzędzie niedokonanej jeszcze zbrodni.
Schowałam je więc i otworzyłam drzwi.
-Gdzieś ty się podziewała tyle czas...- nie zdążyłam dokończyć, szybko zamknęłam drzwi, zatarasowałam je krzesłem i puściłam się biegiem do Deza.
-Co się stało, to nie jest Trish?- spojrzał na mnie, ale ja nie potrafiłam niczego mu wyjaśnić, byłam przerażona tym, co ujrzałam.
A mianowicie, za drzwiami ujrzałam ogromnego wilkołaka, na oko miał może z 250 cm, ale jego sierść... nie była brązowa jak się pewnie spodziewacie. Nie, ona miała barwę ciemnej czerwieni!
Ślepia tej istoty były prawie czarne, ale w oczy najbardziej rzuciło mi się to, że temu wilkowi brakowało kawałka pyska. Była tam tylko czarna przestrzeń.
Ale to, co najbardziej mnie przeraziło to to, że cały był we krwi, a z ust wystawał mu kawałek skóry.
Chyba ludzki...
Jedyne, co zdążyłam zrobić, to krzyknąć do Deza i schować się gdzieś.
W końcu powracam po długiej przerwie. Mam nadzieję, że na dłużej.
Postaram się, by rozdziały pojawiały się częściej. Ten akurat musicie mi wybaczyć, ale po przerwie od pisania muszę znowu nabrać wprawy.
Niedługo powinien także pojawić się obiecany TB. Odpowiedziałam też w końcu na nominację.
Pozdrawiam
Ps. Nie zapominajcie też o moim drugim blogu o rysunkach. :)
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dźwięki te nie ucichły nawet po dziesięciu minutach. Bałam się w tamtej chwili jak mało kto, ale przecież musiałam jakoś zareagować! Toteż wzięłam leżący na stoliku nocnym nóż( nawet nie pytajcie ) i zeszłam na dół trzęsąc się z zimna. Spodziewałam się, że istotą oblepioną w kleju będzie mój włochaty przyjaciel, ale to nie był on...
Wyjrzałam z lękiem z rogu i spojrzałam w tamtą stronę. W mojej pułapce uwięziony był nie kto inny jak Dez!
-Dez?! Co ty tu do diaska robisz?!- wydarłam się na niego z ulgą wypuszczając powietrze.
-Tak, tak Ally, ciebie też mi miło widzieć- odparł próbując wykaraskać się z mojej ,,niespodzianki"- Co ty robisz w domu Austina? I co to za klej?!
-Ech, to długa historia. Wyjaśnię ci ją z Austinem, gdy tylko wróci. Na razie pomogę ci uporać się z tym- wskazałam na jego brudne ubranie i twarz.
Po około trzydziestu minutach z pomocą zmywacza do paznokci udało mi się pomóc rudzielcowi bez potrzeby ścinania jego kudłów.
-Może w końcu mi zdradzisz, po co tu przyszedłeś?- zapytałam Deza, gdy ten się w końcu uspokoił.
-Co? Hm, a tak. Nasza spokojna i niezawodna Trish po tym, gdy po raz enty wywalili ją z pracy miała dzień wolny. Poszliśmy razem do kina, potem na lody- chłopak rozmarzył się i przeczuwałam, że zaraz go stracę- gdy wróciliśmy, dziewczyna przypomniała sobie, że nie widzieliśmy się z wami od wieków- uśmiechnął się- Kazała mi iść do Austina, a sama miała pójść do ciebie. Ale skoro ciebie nie zastanie, to pewnie przyjdzie tutaj- zakończył swój monolog i istotnie ,rozległ się dzwonek od drzwi.
-To pewnie Trish- rudowłosy spojrzał na mnie i wyszczerzył zęby- Nie wiem, po co ci ten nóż, ale może lepiej go schowaj?
Faktycznie, przez cały ten czas w prawej ręce trzymałam narzędzie niedokonanej jeszcze zbrodni.
Schowałam je więc i otworzyłam drzwi.
-Gdzieś ty się podziewała tyle czas...- nie zdążyłam dokończyć, szybko zamknęłam drzwi, zatarasowałam je krzesłem i puściłam się biegiem do Deza.
-Co się stało, to nie jest Trish?- spojrzał na mnie, ale ja nie potrafiłam niczego mu wyjaśnić, byłam przerażona tym, co ujrzałam.
A mianowicie, za drzwiami ujrzałam ogromnego wilkołaka, na oko miał może z 250 cm, ale jego sierść... nie była brązowa jak się pewnie spodziewacie. Nie, ona miała barwę ciemnej czerwieni!
Ślepia tej istoty były prawie czarne, ale w oczy najbardziej rzuciło mi się to, że temu wilkowi brakowało kawałka pyska. Była tam tylko czarna przestrzeń.
Ale to, co najbardziej mnie przeraziło to to, że cały był we krwi, a z ust wystawał mu kawałek skóry.
Chyba ludzki...
Jedyne, co zdążyłam zrobić, to krzyknąć do Deza i schować się gdzieś.
W końcu powracam po długiej przerwie. Mam nadzieję, że na dłużej.
Postaram się, by rozdziały pojawiały się częściej. Ten akurat musicie mi wybaczyć, ale po przerwie od pisania muszę znowu nabrać wprawy.
Niedługo powinien także pojawić się obiecany TB. Odpowiedziałam też w końcu na nominację.
Pozdrawiam
Ps. Nie zapominajcie też o moim drugim blogu o rysunkach. :)
piątek, 17 lipca 2015
Informacja
Witajcie wszyscy!
Nie odzywałam się od dobrych kilku miesięcy. Miałam kilka rzeczy do naprawienia, również tych osobistych. Koniec roku szkolnego, wypadek mamy i wiele innych spraw zaprzątały mi trochę głowę, ale wracając do bloga: CZY ZAMIERZAM DALEJ PISAĆ O AUSLLY?
Nie, na razie nie. Austin & Ally nie cieszy mnie już tak jak kiedyś i nie chciałabym, byście czytali rozdziały pisane z przymusu.
Oczywiście, nie zamierzam usuwać tego bloga. Jednak na razie chcę odpocząć od naszych bohaterów i zając się moją drugą pasją: grafiką.
Gdy najdzie mnie ochota, reaktywuje naszą historię. Jednak do tego czasu minie trochę dni.
Pozdrawiam Klaudia
Nie odzywałam się od dobrych kilku miesięcy. Miałam kilka rzeczy do naprawienia, również tych osobistych. Koniec roku szkolnego, wypadek mamy i wiele innych spraw zaprzątały mi trochę głowę, ale wracając do bloga: CZY ZAMIERZAM DALEJ PISAĆ O AUSLLY?
Nie, na razie nie. Austin & Ally nie cieszy mnie już tak jak kiedyś i nie chciałabym, byście czytali rozdziały pisane z przymusu.
Oczywiście, nie zamierzam usuwać tego bloga. Jednak na razie chcę odpocząć od naszych bohaterów i zając się moją drugą pasją: grafiką.
Gdy najdzie mnie ochota, reaktywuje naszą historię. Jednak do tego czasu minie trochę dni.
Pozdrawiam Klaudia
wtorek, 7 kwietnia 2015
Rozdział 35
,,Uciekaj..."
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Co ci strzeliło do głowy?- spojrzałam z wyrzutem na Austina- Przecież wiesz, że nie potrafię tańczyć.
-A moja nauka tańca wolnego to pies?- uśmiechnął się nieśmiało.
-Wiesz, że jestem ci wdzięczna za to, ale- zawahałam się- ja po prostu nie potrafię. I już- dodałam rozglądając się po parkiecie.
-Moja Ally potrafi wejść pomiędzy dziesiątki krwiożerczych wilkołaków, a boi się wykonać kilka kroków w towarzystwie paru ludzi? Dasz radę, wierzę w ciebie- powiedział patrząc mi prosto w oczy.
Niechętnie zgodziłam się. Zarzuciłam ręce za szyję Austina, który ostrożnie objął mnie w tali.
-Gotowa?- szepnął chłopak, kiwnęłam głową i kiedy zabrzmiała nasza piosenka ruszyliśmy do boju.
Na początku szło mi opornie (ale i tak lepiej niż wcześniej przypuszczałam), ale kiedy lepiej wyczułam rytm, poczułam, że złapałam byka za rogi.
-Dobrze ci idzie- Austin spojrzał na mnie z uznaniem.
-To dlatego, że miałam świetnego nauczyciela- odparłam mocniej przytulając się do niego. Wciągnęłam gwałtowniej powietrze i wyczułam kosztowną wodę kolońską. Ale oprócz tego coś jeszcze. Nie wiem jak to określić. W moim przyjacielu pojawiła się jakaś... dzikość. Dziwny błysk w jego oku i szeroki uśmiech jeszcze bardziej mnie zdziwiły. Spojrzałam w okno.
-No tak- pomyślałam zła- Dziś jest pełnia.
Nie czekając na nic innego wyciągnęłam Austina z budynku i z małym lękiem patrzyłam na niego.
-Słuchaj Ally. Przepraszam, że rozwaliłem nam naszą pierwszą randkę- spojrzał na mnie ze smutkiem.
-Nic się nie stało- odparłam z nieukrywanym żalem- Ale lepsze to od tego, gdybyś zmienił się nagle w wielkiego wilka na oczach ludzi- dodałam siląc się na uśmiech.
-Dzięki mała. Ale pamiętaj o tym, że została jeszcze obiecana przeze mnie niespodzianka- mruknął próbując zapanować nad sobą.
Szybko skierowaliśmy się w stronę lasu. Ledwo opuściliśmy miasto, a mój przyjaciel padł na ziemię dostając gwałtownych drgawek. Patrzyłam na niego z przerażeniem.
-Uciekaj... Ally- tylko tyle zdołał wyszeptać, zanim jego gardło opanował straszliwy krzyk szybko przechodzący w ryk.
Nie pamiętam, jak udało mi się dostać do domu. Wpadłam do środka jak burza. Drżącą ręką próbowałam przekręcić kluczyk w drzwiach, niefortunnie jednak złamał się uniemożliwiając mi ich zamknięcie. W tym momencie usłyszałam mrożący krew w żyłach ryk. Szybko zgasiłam światło i schowałam się w kuchni. Zaklęłam w tej chwili drzwi, które każdy, nawet durny wilkołak, mógłby z łatwością otworzyć.
Musiałam się jakoś ochronić i do głowy przyszedł mi ciekawy pomysł. Powoli wyszłam z mej kryjówki i skierowałam swe kroki do piwnicy. Pamiętałam, że Austin kiedyś narzekał na szybkoschnący klej, przez który jego rodzice musieli mu zgolić włosy prawie do łysa kiedy był dzieckiem. Teraz ten przedmiot mógł mnie uratować.
Szybko wypełniłam całe wiadro tymże klejem. Wróciłam do środka i stawiając wiadro nad drzwiami modliłam się, by od razu nie wysechł.
Usłyszałam ponowny, jeszcze głośniejszy ryk i nie zważając na wilczy głód uciekłam do swojej sypialni, gdzie schowałam się pod kołdrą i nasłuchiwałam dziwnych dźwięków.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Co ci strzeliło do głowy?- spojrzałam z wyrzutem na Austina- Przecież wiesz, że nie potrafię tańczyć.
-A moja nauka tańca wolnego to pies?- uśmiechnął się nieśmiało.
-Wiesz, że jestem ci wdzięczna za to, ale- zawahałam się- ja po prostu nie potrafię. I już- dodałam rozglądając się po parkiecie.
-Moja Ally potrafi wejść pomiędzy dziesiątki krwiożerczych wilkołaków, a boi się wykonać kilka kroków w towarzystwie paru ludzi? Dasz radę, wierzę w ciebie- powiedział patrząc mi prosto w oczy.
Niechętnie zgodziłam się. Zarzuciłam ręce za szyję Austina, który ostrożnie objął mnie w tali.
-Gotowa?- szepnął chłopak, kiwnęłam głową i kiedy zabrzmiała nasza piosenka ruszyliśmy do boju.
Na początku szło mi opornie (ale i tak lepiej niż wcześniej przypuszczałam), ale kiedy lepiej wyczułam rytm, poczułam, że złapałam byka za rogi.
-Dobrze ci idzie- Austin spojrzał na mnie z uznaniem.
-To dlatego, że miałam świetnego nauczyciela- odparłam mocniej przytulając się do niego. Wciągnęłam gwałtowniej powietrze i wyczułam kosztowną wodę kolońską. Ale oprócz tego coś jeszcze. Nie wiem jak to określić. W moim przyjacielu pojawiła się jakaś... dzikość. Dziwny błysk w jego oku i szeroki uśmiech jeszcze bardziej mnie zdziwiły. Spojrzałam w okno.
-No tak- pomyślałam zła- Dziś jest pełnia.
Nie czekając na nic innego wyciągnęłam Austina z budynku i z małym lękiem patrzyłam na niego.
-Słuchaj Ally. Przepraszam, że rozwaliłem nam naszą pierwszą randkę- spojrzał na mnie ze smutkiem.
-Nic się nie stało- odparłam z nieukrywanym żalem- Ale lepsze to od tego, gdybyś zmienił się nagle w wielkiego wilka na oczach ludzi- dodałam siląc się na uśmiech.
-Dzięki mała. Ale pamiętaj o tym, że została jeszcze obiecana przeze mnie niespodzianka- mruknął próbując zapanować nad sobą.
Szybko skierowaliśmy się w stronę lasu. Ledwo opuściliśmy miasto, a mój przyjaciel padł na ziemię dostając gwałtownych drgawek. Patrzyłam na niego z przerażeniem.
-Uciekaj... Ally- tylko tyle zdołał wyszeptać, zanim jego gardło opanował straszliwy krzyk szybko przechodzący w ryk.
Nie pamiętam, jak udało mi się dostać do domu. Wpadłam do środka jak burza. Drżącą ręką próbowałam przekręcić kluczyk w drzwiach, niefortunnie jednak złamał się uniemożliwiając mi ich zamknięcie. W tym momencie usłyszałam mrożący krew w żyłach ryk. Szybko zgasiłam światło i schowałam się w kuchni. Zaklęłam w tej chwili drzwi, które każdy, nawet durny wilkołak, mógłby z łatwością otworzyć.
Musiałam się jakoś ochronić i do głowy przyszedł mi ciekawy pomysł. Powoli wyszłam z mej kryjówki i skierowałam swe kroki do piwnicy. Pamiętałam, że Austin kiedyś narzekał na szybkoschnący klej, przez który jego rodzice musieli mu zgolić włosy prawie do łysa kiedy był dzieckiem. Teraz ten przedmiot mógł mnie uratować.
Szybko wypełniłam całe wiadro tymże klejem. Wróciłam do środka i stawiając wiadro nad drzwiami modliłam się, by od razu nie wysechł.
Usłyszałam ponowny, jeszcze głośniejszy ryk i nie zważając na wilczy głód uciekłam do swojej sypialni, gdzie schowałam się pod kołdrą i nasłuchiwałam dziwnych dźwięków.
czwartek, 2 kwietnia 2015
Rozdział 34
..To jeszcze nie koniec..."
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Trzeba przyznać, że ciekawość zżerała mnie do granic możliwości. Gdzie pójdziemy, co będziemy robić i co najważniejsze: co to za niespodzianka? Spojrzałam na mojego wilka w ludzkiej postaci i uśmiechnęłam się. On także odwzajemnił uśmiech i nagle przystanął na chwilę.
-To już nie będzie mi potrzebne- ściągnął z ręki gips i wrzucił go do kosza.
-Naprawdę? Minęło dopiero kilka dni, a ty mówiłeś coś o dwóch tygodniach?- popatrzyłam na niego zdziwiona.
Wtedy Austin spojrzał na mnie ponownie, tym razem z tajemniczym uśmieszkiem. Zaskoczona jego zachowaniem niczego już nie dodałam, jedynie dałam się dalej prowadzić.
Po niespełna dziesięciu minutach dotarliśmy do dość dużego kina, przed którym stał spory tłum ludzi. Spojrzałam na blondyna wyczekująco.
-Wiedziałem, że zawsze chciałaś pójść na ten film- wskazał na plakat wiszący po mojej prawej.
-Taniec pod rozgwieżdżonym niebem?- odparłam jeszcze bardziej zaskoczona- Jasne, że tak!- prawie krzyknęłam, nie mogąc się powstrzymać.
-I żebyś jeszcze bardziej nie mogła w to uwierzyć, to dodam, że załatwiłem ci spotkanie z jego aktorami.
Teraz było tego za dużo. Oglądnąć ten film sprzed ośmiu lat to było moje marzenie, ale jakoś nigdy nie mogłam znaleźć wolnego czasu, a na dodatek Austiś zrobił mi jeszcze taką niespodziankę.
-Dziękuję- przytuliłam go mocno.
-Nie ma za co, mała- odwzajemnił uścisk- Ale nie spóźnij się na to spotkanie, już na ciebie czekają- wskazał na drewniane drzwi.
Idąc na spotkanie z idolami rzuciłam jeszcze w stronę Austina parę miłych słów, gdyż ten musiał pójść jeszcze coś załatwić.
Dwie i pół godziny później
-Do zobaczenia i dzięki wam za wszystko!- pożegnałam się z piątką osób i trzymając otrzymane od nich prezenty wyszłam na zewnątrz. Wciągnęłam świeże powietrze i rozejrzałam się za mym przyjacielem.
-Gotowa na dalszą część przygód?- usłyszałam jego ciepły głos.
-Oczywiście, że tak- powiedziałam szczęśliwa nie wierząc, że coś jeszcze lepszego może mnie spotkać.
Austin wziął ode mnie mój bagaż i ruszył przed siebie. Idąc obok niego odruchowo złapałam go za prawą dłoń. Chłopak uśmiechnął się tylko i mocniej ścisnął moją rękę.
Z ulgą wypuściłam spory nakład powietrza z płuc. Pierwszy krok za mną.
Sporo wyższy ode mnie Austin raz po raz zerkał w moją stronę. Jeszcze nigdy się tak nie czułam. Byłam blisko niego, a w moim brzuchu latały jakby setki motylków. Nigdy nie doznałam takiego uczucia. Poprzedni ludzie, z którymi się spotykałam, nie potrafili obudzić we mnie takich uczuć. Może niezbyt się starali?
-Jesteśmy- oznajmił nagle blondyn.
-To tu?- spytałam okalając wzrokiem miejsce, skądś je kojarzyłam.
-Nie pamiętasz?- Austin odparł zaskoczony- Przecież to tu zabrałem cię na ciasto, gdy się poznaliśmy.
-Ach tak, już pamiętam- powiedziałam lekko się rumieniąc.
Weszliśmy w głąb budynku. Przeszliśmy przez salę jadalną i wylądowaliśmy na, jak mi się zdaje, parkiecie tanecznym. Kilka par już sunęło leniwie po nim.
-Zachowaj resztki czujności, lisico. Teraz bardzo ci się przyda- spojrzał na mnie uśmiechnięty.
-Gdzie ty...- zanim zdążyłam zareagować, chłopak porwał mnie za rękę i poprowadził na środek parkietu.
Przeczuwałam niemałe kłopoty.
Tak jak obiecałam, rozdział pojawił się już dziś. Trochę odzwyczaiłam się od pisania, toteż musicie mi wybaczyć ten rozdział. :)
Mam nadzieję, że następne będą się pojawiać w mniejszych odstępach czasu.
Pozdrawiam Klaudia
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Trzeba przyznać, że ciekawość zżerała mnie do granic możliwości. Gdzie pójdziemy, co będziemy robić i co najważniejsze: co to za niespodzianka? Spojrzałam na mojego wilka w ludzkiej postaci i uśmiechnęłam się. On także odwzajemnił uśmiech i nagle przystanął na chwilę.
-To już nie będzie mi potrzebne- ściągnął z ręki gips i wrzucił go do kosza.
-Naprawdę? Minęło dopiero kilka dni, a ty mówiłeś coś o dwóch tygodniach?- popatrzyłam na niego zdziwiona.
Wtedy Austin spojrzał na mnie ponownie, tym razem z tajemniczym uśmieszkiem. Zaskoczona jego zachowaniem niczego już nie dodałam, jedynie dałam się dalej prowadzić.
Po niespełna dziesięciu minutach dotarliśmy do dość dużego kina, przed którym stał spory tłum ludzi. Spojrzałam na blondyna wyczekująco.
-Wiedziałem, że zawsze chciałaś pójść na ten film- wskazał na plakat wiszący po mojej prawej.
-Taniec pod rozgwieżdżonym niebem?- odparłam jeszcze bardziej zaskoczona- Jasne, że tak!- prawie krzyknęłam, nie mogąc się powstrzymać.
-I żebyś jeszcze bardziej nie mogła w to uwierzyć, to dodam, że załatwiłem ci spotkanie z jego aktorami.
Teraz było tego za dużo. Oglądnąć ten film sprzed ośmiu lat to było moje marzenie, ale jakoś nigdy nie mogłam znaleźć wolnego czasu, a na dodatek Austiś zrobił mi jeszcze taką niespodziankę.
-Dziękuję- przytuliłam go mocno.
-Nie ma za co, mała- odwzajemnił uścisk- Ale nie spóźnij się na to spotkanie, już na ciebie czekają- wskazał na drewniane drzwi.
Idąc na spotkanie z idolami rzuciłam jeszcze w stronę Austina parę miłych słów, gdyż ten musiał pójść jeszcze coś załatwić.
Dwie i pół godziny później
-Do zobaczenia i dzięki wam za wszystko!- pożegnałam się z piątką osób i trzymając otrzymane od nich prezenty wyszłam na zewnątrz. Wciągnęłam świeże powietrze i rozejrzałam się za mym przyjacielem.
-Gotowa na dalszą część przygód?- usłyszałam jego ciepły głos.
-Oczywiście, że tak- powiedziałam szczęśliwa nie wierząc, że coś jeszcze lepszego może mnie spotkać.
Austin wziął ode mnie mój bagaż i ruszył przed siebie. Idąc obok niego odruchowo złapałam go za prawą dłoń. Chłopak uśmiechnął się tylko i mocniej ścisnął moją rękę.
Z ulgą wypuściłam spory nakład powietrza z płuc. Pierwszy krok za mną.
Sporo wyższy ode mnie Austin raz po raz zerkał w moją stronę. Jeszcze nigdy się tak nie czułam. Byłam blisko niego, a w moim brzuchu latały jakby setki motylków. Nigdy nie doznałam takiego uczucia. Poprzedni ludzie, z którymi się spotykałam, nie potrafili obudzić we mnie takich uczuć. Może niezbyt się starali?
-Jesteśmy- oznajmił nagle blondyn.
-To tu?- spytałam okalając wzrokiem miejsce, skądś je kojarzyłam.
-Nie pamiętasz?- Austin odparł zaskoczony- Przecież to tu zabrałem cię na ciasto, gdy się poznaliśmy.
-Ach tak, już pamiętam- powiedziałam lekko się rumieniąc.
Weszliśmy w głąb budynku. Przeszliśmy przez salę jadalną i wylądowaliśmy na, jak mi się zdaje, parkiecie tanecznym. Kilka par już sunęło leniwie po nim.
-Zachowaj resztki czujności, lisico. Teraz bardzo ci się przyda- spojrzał na mnie uśmiechnięty.
-Gdzie ty...- zanim zdążyłam zareagować, chłopak porwał mnie za rękę i poprowadził na środek parkietu.
Przeczuwałam niemałe kłopoty.
Tak jak obiecałam, rozdział pojawił się już dziś. Trochę odzwyczaiłam się od pisania, toteż musicie mi wybaczyć ten rozdział. :)
Mam nadzieję, że następne będą się pojawiać w mniejszych odstępach czasu.
Pozdrawiam Klaudia
czwartek, 5 lutego 2015
Rozdział 33
,,Pięknie wyglądasz..."
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Hej hej, co się stało?- Austin zerwał się z łóżka i przybiegł do mnie.
-Tam... za oknem widziałam Thralla- wyszeptałam przerażona.
Blondyn spojrzał na mnie zaskoczony, ale szybko doszedł do siebie i nie wyjawiając mi niczego wyszedł z pokoju. Po dwóch minutach wrócił.
-Byłem na zewnątrz. Nikogo tam nie ma, może ci się zdawało- mruknął, ale widząc mój upór dodał- Ale jeśli tak bardzo tego chcesz możesz ze mną spać tej nocy.
Więcej nie trzeba mi było. Szybciutko wpakowałam się na łóżko i gdy mój przyjaciel położył się obok mnie, wtuliłam się w niego niczym w przytulankę i czym prędzej zasnęłam.
Tę noc przespałam jak mała dziewczynka (to była pierwsza taka noc od wielu dni.)
Słońce bardzo szybko zaczęło wdzierać się przez zasłony. Nie minęła nawet siódma, a już obudziłam się rześka i wypoczęta.
-Dzień dobry- tymi słowami przywitał mnie Austin- Jak się spało?
-Wspaniale- odparłam przeraźliwie się przeciągając- A tak między nami, zawsze śpisz w samych bokserkach?- zapytałam od niechcenia.
-Zawsze- powiedział uśmiechnięty- Ale możesz już mnie puścić, chyba nic ci już nie grozi- zaczął się ze mną droczyć.
Roześmiana wyskoczyłam z łóżka i poszłam do swojego pokoju. Po przebraniu się i krótkim pobycie w łazience zeszłam na dół do kuchni, blondyn już tam był.
-Naleśniki?- spytał patrząc na mnie.
-Z miłą chęcią- powiedziałam wciągając smakowite zapachy.
Nie minęła nawet chwila, a już zajadałam się przepysznym śniadaniem.
-Mam nadzieję, że niczego dzisiaj nie planujesz- Austin spojrzał na mnie.
-Nie, a o co chodzi?
-Dzisiaj zabieram cię do kina, a potem na kolację. Jeśli będziesz grzeczna, to czeka cię też niespodzianka- uśmiechnął się do mnie.
-Naprawdę? To wspaniale!- na samą myśl o tym nie mogłam się doczekać.
-Należy ci się nagroda za pomoc- dodał- Do kina jesteśmy umówieni na siedemnastą, ale muszę na chwilę wyjść, posprzątasz Ally?- spytał wyczekująco.
-Jasne- rzuciłam, a on jak strzała wyskoczył i zanim zdążyłam się obejrzeć, usłyszałam trzaśnięcie drzwi.
Kiedy zabierałam się do zmywania naczyń w głowie układałam sobie plan na dzisiejszy wieczór.
Ciekawe, na jaki film pójdziemy, gdzie zjemy kolację i co to za niespodzianka? W głowie kotłowały mi się dziesiątki pytań, na które, miałam nadzieję, znajdę odpowiedź dziś wieczorem.
Tak byłam zajęty swoimi myślami, że posprzątałam dopiero po dwunastej. Ze śmiechem stwierdziłam, że zostałam kurą domową, ale już poważniej postawiłam na wybór ubrania na wieczór.
W końcu wybrałam długą prawie do ziemi czerwoną sukienkę mieniącą się w świetle jak nieoszlifowany diament. Do tego czarne szpilki i lekki makijaż. O szesnastej byłam już gotowa.
Z wielkim wyczekiwaniem czekałam na Austina, w końcu też zabrzmiał dzwonek od drzwi.
-A oto mój książę z bajki- pomyślałam szczęśliwa spoglądając na blond włosy ledwie widoczne spoza wielkiego bukietu czerwonych róż.
-Pięknie wyglądasz- skomentował chłopak, w końcu godzina przygotowań nie poszła na marne.
-Ty także jesteś niczego sobie- odparłam patrząc na garnitur dość ciasno opasający jego wysportowane ciało.
Austin spojrzał na zegarek i szepnął do mnie:
-Chodźmy już, nie chcę się spóźnić na pierwszą randkę.
W końcu pewnie to, na co wiele z was czekało. Najbliższe rozdziały będą opowiadać o uczuciach naszych bohaterów, tak więc zapraszam was do czytania!
Ps. Zapraszam was do komentowania i oceniania moich rysunków, byłoby bardzo miło (Link po prawej stronie na obrazku)
Pozdrawiam Klaudia
Ps.2 Klaudia, dziękuję za nominację, już odpowiedziałam na nią.
Ps.3 Zapomniałam ci podziękować Karcia za nominację, przepraszam.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Hej hej, co się stało?- Austin zerwał się z łóżka i przybiegł do mnie.
-Tam... za oknem widziałam Thralla- wyszeptałam przerażona.
Blondyn spojrzał na mnie zaskoczony, ale szybko doszedł do siebie i nie wyjawiając mi niczego wyszedł z pokoju. Po dwóch minutach wrócił.
-Byłem na zewnątrz. Nikogo tam nie ma, może ci się zdawało- mruknął, ale widząc mój upór dodał- Ale jeśli tak bardzo tego chcesz możesz ze mną spać tej nocy.
Więcej nie trzeba mi było. Szybciutko wpakowałam się na łóżko i gdy mój przyjaciel położył się obok mnie, wtuliłam się w niego niczym w przytulankę i czym prędzej zasnęłam.
Tę noc przespałam jak mała dziewczynka (to była pierwsza taka noc od wielu dni.)
Słońce bardzo szybko zaczęło wdzierać się przez zasłony. Nie minęła nawet siódma, a już obudziłam się rześka i wypoczęta.
-Dzień dobry- tymi słowami przywitał mnie Austin- Jak się spało?
-Wspaniale- odparłam przeraźliwie się przeciągając- A tak między nami, zawsze śpisz w samych bokserkach?- zapytałam od niechcenia.
-Zawsze- powiedział uśmiechnięty- Ale możesz już mnie puścić, chyba nic ci już nie grozi- zaczął się ze mną droczyć.
Roześmiana wyskoczyłam z łóżka i poszłam do swojego pokoju. Po przebraniu się i krótkim pobycie w łazience zeszłam na dół do kuchni, blondyn już tam był.
-Naleśniki?- spytał patrząc na mnie.
-Z miłą chęcią- powiedziałam wciągając smakowite zapachy.
Nie minęła nawet chwila, a już zajadałam się przepysznym śniadaniem.
-Mam nadzieję, że niczego dzisiaj nie planujesz- Austin spojrzał na mnie.
-Nie, a o co chodzi?
-Dzisiaj zabieram cię do kina, a potem na kolację. Jeśli będziesz grzeczna, to czeka cię też niespodzianka- uśmiechnął się do mnie.
-Naprawdę? To wspaniale!- na samą myśl o tym nie mogłam się doczekać.
-Należy ci się nagroda za pomoc- dodał- Do kina jesteśmy umówieni na siedemnastą, ale muszę na chwilę wyjść, posprzątasz Ally?- spytał wyczekująco.
-Jasne- rzuciłam, a on jak strzała wyskoczył i zanim zdążyłam się obejrzeć, usłyszałam trzaśnięcie drzwi.
Kiedy zabierałam się do zmywania naczyń w głowie układałam sobie plan na dzisiejszy wieczór.
Ciekawe, na jaki film pójdziemy, gdzie zjemy kolację i co to za niespodzianka? W głowie kotłowały mi się dziesiątki pytań, na które, miałam nadzieję, znajdę odpowiedź dziś wieczorem.
Tak byłam zajęty swoimi myślami, że posprzątałam dopiero po dwunastej. Ze śmiechem stwierdziłam, że zostałam kurą domową, ale już poważniej postawiłam na wybór ubrania na wieczór.
W końcu wybrałam długą prawie do ziemi czerwoną sukienkę mieniącą się w świetle jak nieoszlifowany diament. Do tego czarne szpilki i lekki makijaż. O szesnastej byłam już gotowa.
Z wielkim wyczekiwaniem czekałam na Austina, w końcu też zabrzmiał dzwonek od drzwi.
-A oto mój książę z bajki- pomyślałam szczęśliwa spoglądając na blond włosy ledwie widoczne spoza wielkiego bukietu czerwonych róż.
-Pięknie wyglądasz- skomentował chłopak, w końcu godzina przygotowań nie poszła na marne.
-Ty także jesteś niczego sobie- odparłam patrząc na garnitur dość ciasno opasający jego wysportowane ciało.
Austin spojrzał na zegarek i szepnął do mnie:
-Chodźmy już, nie chcę się spóźnić na pierwszą randkę.
W końcu pewnie to, na co wiele z was czekało. Najbliższe rozdziały będą opowiadać o uczuciach naszych bohaterów, tak więc zapraszam was do czytania!
Ps. Zapraszam was do komentowania i oceniania moich rysunków, byłoby bardzo miło (Link po prawej stronie na obrazku)
Pozdrawiam Klaudia
Ps.2 Klaudia, dziękuję za nominację, już odpowiedziałam na nią.
Ps.3 Zapomniałam ci podziękować Karcia za nominację, przepraszam.
sobota, 17 stycznia 2015
Rozdział 32
..Tak wiele pytań..."
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Yhm, czyli mówi pani, że ta dwójka, uzbrojona w pistolety, włamała się do tego budynku w zamiarze kradzieży obrazu, a wtedy pani kolega ich obezwładnił?- mruknął policjant trochę chyba nie dowierzając.
-To nie ja ich powstrzymałem, tylko Ally- powiedział Austin wchodząc do pokoju.
-Ale dziewczyna mówi, że...
-Niby jak miałbym to zrobić? Z zagipsowaną ręką?- parsknął blondyn, a ja prychnęłam na niego.
Bez dalszych niepotrzebnych ceregieli funkcjonariusze spisali nasze zeznania i zabrali dwójkę oprawców, którzy obrzucili nas gniewnymi spojrzeniami.
-Jeszcze tu wrócimy- rzucił jeden z nich przez zaciśnięte zęby.
Po chwili zostaliśmy sami, wtedy blondyn spojrzał na mnie z pełnym poczucia winy.
-Przepraszam- szepnął zerkając na mnie- Nie powinienem cię narażać na takie niebezpieczeństwo.
-Nie ma sprawy- uśmiechnęłam się próbując zachować spokój- A tak między nami, poczułam się trochę jak bohaterka filmu sensacyjnego, ale po co tej dwójce potrzebny był jakiś obraz?- spojrzałam na niego, a chłopak popatrzył w bok.- Austin, co się dzieje?
Zamiast mi odpowiedzieć, mój przyjaciel zniknął za drzwiami i po minucie pojawił się z jakimś papierem w ręku, bez słowa mi go podał. Przyjrzałam się mu, to była stara mapa, niczego z tego nie rozumiałam.
-To mapa do- przełknął nerwowo ślinę- Do miasta wampirów- Mondare! Moi pobratymcy chcą za wszelką cenę dowiedzieć się, gdzie to miasto leży, jak wiesz niewidzialnym od zewnątrz czyni je jakaś bariera. Ta mapa nie może wpaść w niepowołane ręce, gdyż będzie to oznaczać wielką wojnę i być może nasz koniec.
Przyjrzałam się jej dokładniej, jako tak młody wampir nie mogłam się dowiedzieć od nikogo, gdzie leży to legendarne miasto, a teraz klucz do niego leżał w moich rękach.
-Te dwa wampiry- dodał Austin- szukały obraz przedstawiający mego pradziadka, świstek był przyczepiony do jego tylnego obramowania. Muszę ukryć tą rzecz, zanim wyrządzi więcej zła.
-Masz rację, ale co ta rzecz robi w twoim domu?- do głowy przychodziły mi dziesiątki pytań.
-No cóż- spojrzał na mnie- Pierwszy brązowy wilkołak był moim przodkiem i należał do mej rodziny. Ta mapa jest u nas przekazywana z pokolenia na pokolenie- popatrzył na mnie i skrzywił się z bólu- Moi rodzice wyjechali, dlatego to ja muszę jej pilnować.
-A czemu jej nie zniszczyć?- zapytałam.
-Ponieważ wtedy utracilibyśmy coś, do czego dążyli najstarsi z nas- odparł krótko i dodał szybko- Koniec tematu, czas iść spać- zamknął drzwi na klucz i obrzucając wzrokiem pobojowisko w salonie, z westchnieniem udał się do swojego pokoju, ja natomiast pozostałam w pomieszczeniu i zabrałam się za sprzątanie.
-W co myśmy się wpakowali?- mruknęłam- Gdyby ktoś dwa tygodnie temu powiedział mi, że zaprzyjaźnię się z wilkołakiem, zostanę jego dyplomatką i będę poszukiwana przez pobratymców, przezwałabym go za wariatów.
Gdy dochodziłam do końca porządków przez okno śmignęła mi jakaś uskrzydlona postać. Podeszłam do szyby i odskoczyłam jak oparzona. Ujrzałam przerażający pysk i nie zważając na nic uciekłam na górę i wparowałam do pokoju Austina.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Yhm, czyli mówi pani, że ta dwójka, uzbrojona w pistolety, włamała się do tego budynku w zamiarze kradzieży obrazu, a wtedy pani kolega ich obezwładnił?- mruknął policjant trochę chyba nie dowierzając.
-To nie ja ich powstrzymałem, tylko Ally- powiedział Austin wchodząc do pokoju.
-Ale dziewczyna mówi, że...
-Niby jak miałbym to zrobić? Z zagipsowaną ręką?- parsknął blondyn, a ja prychnęłam na niego.
Bez dalszych niepotrzebnych ceregieli funkcjonariusze spisali nasze zeznania i zabrali dwójkę oprawców, którzy obrzucili nas gniewnymi spojrzeniami.
-Jeszcze tu wrócimy- rzucił jeden z nich przez zaciśnięte zęby.
Po chwili zostaliśmy sami, wtedy blondyn spojrzał na mnie z pełnym poczucia winy.
-Przepraszam- szepnął zerkając na mnie- Nie powinienem cię narażać na takie niebezpieczeństwo.
-Nie ma sprawy- uśmiechnęłam się próbując zachować spokój- A tak między nami, poczułam się trochę jak bohaterka filmu sensacyjnego, ale po co tej dwójce potrzebny był jakiś obraz?- spojrzałam na niego, a chłopak popatrzył w bok.- Austin, co się dzieje?
Zamiast mi odpowiedzieć, mój przyjaciel zniknął za drzwiami i po minucie pojawił się z jakimś papierem w ręku, bez słowa mi go podał. Przyjrzałam się mu, to była stara mapa, niczego z tego nie rozumiałam.
-To mapa do- przełknął nerwowo ślinę- Do miasta wampirów- Mondare! Moi pobratymcy chcą za wszelką cenę dowiedzieć się, gdzie to miasto leży, jak wiesz niewidzialnym od zewnątrz czyni je jakaś bariera. Ta mapa nie może wpaść w niepowołane ręce, gdyż będzie to oznaczać wielką wojnę i być może nasz koniec.
Przyjrzałam się jej dokładniej, jako tak młody wampir nie mogłam się dowiedzieć od nikogo, gdzie leży to legendarne miasto, a teraz klucz do niego leżał w moich rękach.
-Te dwa wampiry- dodał Austin- szukały obraz przedstawiający mego pradziadka, świstek był przyczepiony do jego tylnego obramowania. Muszę ukryć tą rzecz, zanim wyrządzi więcej zła.
-Masz rację, ale co ta rzecz robi w twoim domu?- do głowy przychodziły mi dziesiątki pytań.
-No cóż- spojrzał na mnie- Pierwszy brązowy wilkołak był moim przodkiem i należał do mej rodziny. Ta mapa jest u nas przekazywana z pokolenia na pokolenie- popatrzył na mnie i skrzywił się z bólu- Moi rodzice wyjechali, dlatego to ja muszę jej pilnować.
-A czemu jej nie zniszczyć?- zapytałam.
-Ponieważ wtedy utracilibyśmy coś, do czego dążyli najstarsi z nas- odparł krótko i dodał szybko- Koniec tematu, czas iść spać- zamknął drzwi na klucz i obrzucając wzrokiem pobojowisko w salonie, z westchnieniem udał się do swojego pokoju, ja natomiast pozostałam w pomieszczeniu i zabrałam się za sprzątanie.
-W co myśmy się wpakowali?- mruknęłam- Gdyby ktoś dwa tygodnie temu powiedział mi, że zaprzyjaźnię się z wilkołakiem, zostanę jego dyplomatką i będę poszukiwana przez pobratymców, przezwałabym go za wariatów.
Gdy dochodziłam do końca porządków przez okno śmignęła mi jakaś uskrzydlona postać. Podeszłam do szyby i odskoczyłam jak oparzona. Ujrzałam przerażający pysk i nie zważając na nic uciekłam na górę i wparowałam do pokoju Austina.
niedziela, 4 stycznia 2015
Rozdział 31
,,Gdzie jesteś?"
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ze względu na ulewny deszcz szybciutko wróciliśmy do domu, ja przez frontowe drzwi, a Austin przez ogród, gdzie dokonał swojej przemiany.
-To jak, jemy kolację?- spytałam patrząc przez okno, za którym panowała już mroczna ciemność.
-No wiesz Ally, z chęcią bym dołączył, ale- spojrzał na zegarek- mam coś do załatwienia na mieście- dodał i wyszedł na dwór, przez szybę obserwowałam jak znika za otaczającymi go budynkami.
Muszę przyznać, że zżerała mnie ciekawość dokąd poniosą go nogi, ale głód był jeszcze większy, toteż powędrowałam do lodówki, skąd wyjęłam parę rzeczy i po kilku minutach przygotowań mogłam się już zajadać pysznymi kanapkami.
Nie skończyłam nawet kolacji, kiedy po szybach zaczęły spływać krople deszczu, a po chwili dołączyły do nich gdzie nie gdzie białe błyski. Musiałam przyznać przed sobą, że zaczęłam się martwić o mojego blond włosego przyjaciela.
Położyłam brudne naczynia z przyrzeczeniem, że rano je umyję i poszłam do swojego pokoju, gdzie zerknęłam na godzinę. Zegar wskazywał kilka minut po północy. Z małym strachem przebrałam się i wykonawszy potrzebne czynności w łazience ułożyłam się na łóżku. Przewracając się z boku na bok wyobrażałam sobie najczarniejsze scenariusze, kiedy niespodziewanie usłyszałam trzask zamykanych drzwi od frontu.
Czyżby to był Austin? Wszystko na to wskazywało, ale coś podpowiadało mi, że to nie on. Mój instynkt się nie mylił.
-Austin?- weszłam do salonu nawołując go, gdy ktoś niespodziewanie złapał mnie w pasie i pociągnął w stronę podłogi za kanapę.
-Ciii...- brązowy wilkołak ledwo mieszczący się za oparciem mebla dał mi znak, bym zachowała ciszę i wskazał na coś palcem. Przyjrzałam się lepiej i ujrzałam dwóch ludzi w kominiarkach chodzących po korytarzu i zaglądający raz po raz do szaf i komód, najwyraźniej czegoś szukali.
-I co teraz?- szepnęłam do mojego przyjaciela próbując zachować spokój.
-Zostań tu- mruknął, a mnie nie trzeba było dwa razy powtarzać.
Skuliłam się jeszcze bardziej i obserwowałam poczynania Schumir. Blondyn po cichu wszedł do sąsiedniego pokoju i nadstawił czujnie uszu, pewnie próbował zlokalizować włamywaczy, by ich okrążyć. W końcu zniknął z mojego pola widzenia, a ja zamknęłam oczy, nagle usłyszałam nagły pomruk i ktoś gwałtownie podniósł mnie do góry.
-Zostaw ją!- do mych uszu dobiegł dziki ryk wydobywający się z paszczy mego przyjaciela, który dzierżąc dzielnie w zdrowej łapie jakiś dziwny ostry przedmiot okalał wściekłym wzrokiem oprawcę, który właśnie przyłożył mi lufę do czoła.
-Najpierw powiedz, gdzie jest obraz!- odkrzyknął drugi.
-Puśćcie ją, wtedy wam pokażę- odparł ulegle Austin patrząc na mnie ze strachem, po raz pierwszy widziałam, że się bał.
-Połóż to na ziemi!- rozkazał pierwszy, blondyn posłusznie wykonał polecenie, zanim jednak wstał, obrzucił nas spojrzeniem i złapał gwałtownie za dywan, nie minęła nawet chwila, a leżeliśmy na ziemi, wilk szybko obezwładnił oprawców i nakazał mi wezwać policję, sam poszedł dokonać przemiany.
Po kilku minutach funkcjonariusze byli na miejscu.
Dawno nie było rozdziału, za co przepraszam. Święta nie dawały wiele czasu wolnego, a na dodatek brak weny uniemożliwiły mi napisanie czegokolwiek, ale rozdział już jest.
Ps. Założyłam bloga o rysunkach, byłoby mi miło, gdybyście wpadli i skomentowali.
stwory-mojainspiracja.blogspot.com/
Pozdrawiam
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ze względu na ulewny deszcz szybciutko wróciliśmy do domu, ja przez frontowe drzwi, a Austin przez ogród, gdzie dokonał swojej przemiany.
-To jak, jemy kolację?- spytałam patrząc przez okno, za którym panowała już mroczna ciemność.
-No wiesz Ally, z chęcią bym dołączył, ale- spojrzał na zegarek- mam coś do załatwienia na mieście- dodał i wyszedł na dwór, przez szybę obserwowałam jak znika za otaczającymi go budynkami.
Muszę przyznać, że zżerała mnie ciekawość dokąd poniosą go nogi, ale głód był jeszcze większy, toteż powędrowałam do lodówki, skąd wyjęłam parę rzeczy i po kilku minutach przygotowań mogłam się już zajadać pysznymi kanapkami.
Nie skończyłam nawet kolacji, kiedy po szybach zaczęły spływać krople deszczu, a po chwili dołączyły do nich gdzie nie gdzie białe błyski. Musiałam przyznać przed sobą, że zaczęłam się martwić o mojego blond włosego przyjaciela.
Położyłam brudne naczynia z przyrzeczeniem, że rano je umyję i poszłam do swojego pokoju, gdzie zerknęłam na godzinę. Zegar wskazywał kilka minut po północy. Z małym strachem przebrałam się i wykonawszy potrzebne czynności w łazience ułożyłam się na łóżku. Przewracając się z boku na bok wyobrażałam sobie najczarniejsze scenariusze, kiedy niespodziewanie usłyszałam trzask zamykanych drzwi od frontu.
Czyżby to był Austin? Wszystko na to wskazywało, ale coś podpowiadało mi, że to nie on. Mój instynkt się nie mylił.
-Austin?- weszłam do salonu nawołując go, gdy ktoś niespodziewanie złapał mnie w pasie i pociągnął w stronę podłogi za kanapę.
-Ciii...- brązowy wilkołak ledwo mieszczący się za oparciem mebla dał mi znak, bym zachowała ciszę i wskazał na coś palcem. Przyjrzałam się lepiej i ujrzałam dwóch ludzi w kominiarkach chodzących po korytarzu i zaglądający raz po raz do szaf i komód, najwyraźniej czegoś szukali.
-I co teraz?- szepnęłam do mojego przyjaciela próbując zachować spokój.
-Zostań tu- mruknął, a mnie nie trzeba było dwa razy powtarzać.
Skuliłam się jeszcze bardziej i obserwowałam poczynania Schumir. Blondyn po cichu wszedł do sąsiedniego pokoju i nadstawił czujnie uszu, pewnie próbował zlokalizować włamywaczy, by ich okrążyć. W końcu zniknął z mojego pola widzenia, a ja zamknęłam oczy, nagle usłyszałam nagły pomruk i ktoś gwałtownie podniósł mnie do góry.
-Zostaw ją!- do mych uszu dobiegł dziki ryk wydobywający się z paszczy mego przyjaciela, który dzierżąc dzielnie w zdrowej łapie jakiś dziwny ostry przedmiot okalał wściekłym wzrokiem oprawcę, który właśnie przyłożył mi lufę do czoła.
-Najpierw powiedz, gdzie jest obraz!- odkrzyknął drugi.
-Puśćcie ją, wtedy wam pokażę- odparł ulegle Austin patrząc na mnie ze strachem, po raz pierwszy widziałam, że się bał.
-Połóż to na ziemi!- rozkazał pierwszy, blondyn posłusznie wykonał polecenie, zanim jednak wstał, obrzucił nas spojrzeniem i złapał gwałtownie za dywan, nie minęła nawet chwila, a leżeliśmy na ziemi, wilk szybko obezwładnił oprawców i nakazał mi wezwać policję, sam poszedł dokonać przemiany.
Po kilku minutach funkcjonariusze byli na miejscu.
Dawno nie było rozdziału, za co przepraszam. Święta nie dawały wiele czasu wolnego, a na dodatek brak weny uniemożliwiły mi napisanie czegokolwiek, ale rozdział już jest.
Ps. Założyłam bloga o rysunkach, byłoby mi miło, gdybyście wpadli i skomentowali.
stwory-mojainspiracja.blogspot.com/
Pozdrawiam
Subskrybuj:
Posty (Atom)