-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Dobrze maleńka, już prawie się zbliżamy- szepnęłam do córeczki, jak co tydzień próbując opanować łzy.
Moje życie toczyło się normalnym torem. Dom - szkoła - dom, Nigdzie nie wychodziłam ze znajomymi. Byłam raczej typem samotnika. Nie, nie chodziło o to, że nie miałam przyjaciół. Miałam i nadal mam dwójkę przyjaciół, za których skoczyłabym w ogień, a oni za mną. Chodziło bardziej o to, że byłam bardzo nieśmiała. Jedyne miejsce, do którego chętnie chodziłam, była szkoła muzyczna, do której uczęszczałam dwa razy w tygodniu. I to właśnie tam poznałam mężczyznę, który wywrócił moje życie do góry nogami.
Nazywał się Austin Moon, i tak jak ja uwielbiał śpiewać oraz grać na różnych instrumentach. Jak przez mgłę pamiętam, że nigdy nie rozstawał się ze swoją ulubioną gitarą. Dość szybko się zaprzyjaźniliśmy, wtedy dopiero wyjawił mi, że był po niezbyt udanym związku z dziewczyną, która zdradzała go na lewo i prawo, nawet jego były najlepszy przyjaciel nie zdołał oprzeć się jej aurze i urodzie.
-Nadal się spotykają. Czyli jednak jest w tej przygodzie jakiś happy end- dodał gorzko kończąc swą opowieść.
Nie wiem, czy to przez jego smutną historię, czy przez uśmiech losu, ale bardzo wtedy się do siebie zbliżyliśmy. Po niespełna dwóch miesiącach znajomości zostaliśmy parą. Okazało się wtedy, że Austin został przeniesiony do mojej klasy z nieznanych dotąd powodów, toteż mogliśmy spędzać z sobą więcej czasu. Nie uszło to uwadze innym uczniom w szkole.
Nieraz blondyn był świadkiem, gdy różni ludzie wytykali nas palcami. Znosiłam to cierpliwie, ale Austin już nie. W tamtym okresie stał się bardziej nerwowy, co dało o sobie znać, gdy wdał się w parę bójek w mojej obronie. Wtedy też ponownie przenieśli go do innej klasy.
Ale to w ogóle nie przeszkadzało nam się spotykać. Razem ukończyliśmy szkołę z wyróżnieniem ( dzięki mojej pomocy chłopak podciągnął się w nauce ) i... a co wam będę opowiadać dalej?
Ważne jest to, że po niecałym roku znajomości Austin poprosił mnie o rękę! Zrobił to w sposób niezwykły. Podczas jednego ze swoich licznych koncertów nagle przerwał występ, wziął do ręki mikrofon i powiedział:
-Czy mógłbym poprosić tu na scenę pewną wyjątkową dziewczyną. Tak, to o ciebie mi chodzi, lisico- spojrzał na mnie, gdy stanęłam obok niego.
Wtedy też uklęknął przede mną, wyciągnął pudełeczko z pierścionkiem i łamiącym się głosem zapytał, czy zostanę jego żoną.
Moja odpowiedź była oczywista, ale w tle nagle usłyszałam piski dziesiątek zgromadzonych tu dziewczyn i oklaski chłopaków.
Jakiś miesiąc później mogliśmy powiedzieć sobie: TAK, a następnie bawić się do późnej nocy na naszym weselu, gdzie gościli także i nasi przyjaciele: Dez i Trish, którzy sami trochę wcześniej zaręczyli się.
Noc poślubna była wspaniała, a niecały rok później urodziłam długo wyczekiwaną córeczkę, Jessie.
Ach, jak ja dobrze wspominam ten czas, gdy nosiłam ją jeszcze w brzuchu. Austin nie odstępował mnie na krok, no może jedynie, gdy musiał iść do pracy. Ale gdy wracał, nosił mnie na rękach, robił za mnie wszystkie moje obowiązki i nie pozwalał się przemęczać. Jednocześnie nie pozwalał mi się zbytnio zapuścić, razem chodziliśmy na spacery, do kina. Po prostu dbał o mnie.
Także i po urodzeniu córeczki niewiele się zmieniło. Aż do tego feralnego dnia.
Jessie skończyła jakieś siedem lat. Była sobota, toteż mogliśmy wyjść w trójkę na zakupy.
Wyszliśmy więc z domu i ruszyliśmy w stronę sklepu, gdzie zwykle się zaopatrywaliśmy. Pozostało nam jedynie przejście dla pieszych i bylibyśmy już u celu.
Gdzieś tak w połowie przejścia nagle zauważyłam, że pędzi na nas rozpędzone auto. Dosłownie sparaliżowało mnie ze strachu, ale Austin zachował zdrowy rozsądek. Odepchnął mnie i Jessie z ulicy, ale sam nastawił się na uderzenie maszyny.
Szybko wstałam z chodnika i podbiegłam do męża. Leżał na ulicy zakrwawiony, z ust sączyła się krew. Próbowałam go zmusić, by nie zasypiał, lecz on zdołał jedynie lekko się uśmiechnąć do mnie, po czym na zawsze zamknął oczy.
Nie pamiętam nic z następnych dni i z samego pogrzebu. Żyłam jak w transie, nie mogąc niczego z siebie wykrzesać. Przy życiu utrzymywała mnie tylko córeczka, przyjaciele i rodzina. Bez nich najpewniej sama dołączyłabym do Austina.
Kierowca, który zabił mi ukochanego sam miał żonę i dziecko, ale to nie powstrzymało go przed wypiciem paru piw i kierowaniem autem. Dostał piętnaście lat więzienie, ale to przecież nie zwróci mi męża.
Codziennie rano budzę się z płaczem widząc puste miejsce obok mojego łóżka, jednak nie mogłam cały czas rozpaczać, gdyż dwa miesiące po śmierci Austina okazało się, że jestem w ciąży. Musiałam przecież zadbać o siebie i o nasze dziecko. Dla niego.
-Dobrze maleńka, już jesteśmy- oznajmiłam Jessie lekko dotykając dobrze już widocznego brzuszka.
W końcu obiecane TB się pojawiło. Dajcie znać w komentarzach co o nim myślicie.
Pozdrawiam
Moje życie toczyło się normalnym torem. Dom - szkoła - dom, Nigdzie nie wychodziłam ze znajomymi. Byłam raczej typem samotnika. Nie, nie chodziło o to, że nie miałam przyjaciół. Miałam i nadal mam dwójkę przyjaciół, za których skoczyłabym w ogień, a oni za mną. Chodziło bardziej o to, że byłam bardzo nieśmiała. Jedyne miejsce, do którego chętnie chodziłam, była szkoła muzyczna, do której uczęszczałam dwa razy w tygodniu. I to właśnie tam poznałam mężczyznę, który wywrócił moje życie do góry nogami.
Nazywał się Austin Moon, i tak jak ja uwielbiał śpiewać oraz grać na różnych instrumentach. Jak przez mgłę pamiętam, że nigdy nie rozstawał się ze swoją ulubioną gitarą. Dość szybko się zaprzyjaźniliśmy, wtedy dopiero wyjawił mi, że był po niezbyt udanym związku z dziewczyną, która zdradzała go na lewo i prawo, nawet jego były najlepszy przyjaciel nie zdołał oprzeć się jej aurze i urodzie.
-Nadal się spotykają. Czyli jednak jest w tej przygodzie jakiś happy end- dodał gorzko kończąc swą opowieść.
Nie wiem, czy to przez jego smutną historię, czy przez uśmiech losu, ale bardzo wtedy się do siebie zbliżyliśmy. Po niespełna dwóch miesiącach znajomości zostaliśmy parą. Okazało się wtedy, że Austin został przeniesiony do mojej klasy z nieznanych dotąd powodów, toteż mogliśmy spędzać z sobą więcej czasu. Nie uszło to uwadze innym uczniom w szkole.
Nieraz blondyn był świadkiem, gdy różni ludzie wytykali nas palcami. Znosiłam to cierpliwie, ale Austin już nie. W tamtym okresie stał się bardziej nerwowy, co dało o sobie znać, gdy wdał się w parę bójek w mojej obronie. Wtedy też ponownie przenieśli go do innej klasy.
Ale to w ogóle nie przeszkadzało nam się spotykać. Razem ukończyliśmy szkołę z wyróżnieniem ( dzięki mojej pomocy chłopak podciągnął się w nauce ) i... a co wam będę opowiadać dalej?
Ważne jest to, że po niecałym roku znajomości Austin poprosił mnie o rękę! Zrobił to w sposób niezwykły. Podczas jednego ze swoich licznych koncertów nagle przerwał występ, wziął do ręki mikrofon i powiedział:
-Czy mógłbym poprosić tu na scenę pewną wyjątkową dziewczyną. Tak, to o ciebie mi chodzi, lisico- spojrzał na mnie, gdy stanęłam obok niego.
Wtedy też uklęknął przede mną, wyciągnął pudełeczko z pierścionkiem i łamiącym się głosem zapytał, czy zostanę jego żoną.
Moja odpowiedź była oczywista, ale w tle nagle usłyszałam piski dziesiątek zgromadzonych tu dziewczyn i oklaski chłopaków.
Jakiś miesiąc później mogliśmy powiedzieć sobie: TAK, a następnie bawić się do późnej nocy na naszym weselu, gdzie gościli także i nasi przyjaciele: Dez i Trish, którzy sami trochę wcześniej zaręczyli się.
Noc poślubna była wspaniała, a niecały rok później urodziłam długo wyczekiwaną córeczkę, Jessie.
Ach, jak ja dobrze wspominam ten czas, gdy nosiłam ją jeszcze w brzuchu. Austin nie odstępował mnie na krok, no może jedynie, gdy musiał iść do pracy. Ale gdy wracał, nosił mnie na rękach, robił za mnie wszystkie moje obowiązki i nie pozwalał się przemęczać. Jednocześnie nie pozwalał mi się zbytnio zapuścić, razem chodziliśmy na spacery, do kina. Po prostu dbał o mnie.
Także i po urodzeniu córeczki niewiele się zmieniło. Aż do tego feralnego dnia.
Jessie skończyła jakieś siedem lat. Była sobota, toteż mogliśmy wyjść w trójkę na zakupy.
Wyszliśmy więc z domu i ruszyliśmy w stronę sklepu, gdzie zwykle się zaopatrywaliśmy. Pozostało nam jedynie przejście dla pieszych i bylibyśmy już u celu.
Gdzieś tak w połowie przejścia nagle zauważyłam, że pędzi na nas rozpędzone auto. Dosłownie sparaliżowało mnie ze strachu, ale Austin zachował zdrowy rozsądek. Odepchnął mnie i Jessie z ulicy, ale sam nastawił się na uderzenie maszyny.
Szybko wstałam z chodnika i podbiegłam do męża. Leżał na ulicy zakrwawiony, z ust sączyła się krew. Próbowałam go zmusić, by nie zasypiał, lecz on zdołał jedynie lekko się uśmiechnąć do mnie, po czym na zawsze zamknął oczy.
Nie pamiętam nic z następnych dni i z samego pogrzebu. Żyłam jak w transie, nie mogąc niczego z siebie wykrzesać. Przy życiu utrzymywała mnie tylko córeczka, przyjaciele i rodzina. Bez nich najpewniej sama dołączyłabym do Austina.
Kierowca, który zabił mi ukochanego sam miał żonę i dziecko, ale to nie powstrzymało go przed wypiciem paru piw i kierowaniem autem. Dostał piętnaście lat więzienie, ale to przecież nie zwróci mi męża.
Codziennie rano budzę się z płaczem widząc puste miejsce obok mojego łóżka, jednak nie mogłam cały czas rozpaczać, gdyż dwa miesiące po śmierci Austina okazało się, że jestem w ciąży. Musiałam przecież zadbać o siebie i o nasze dziecko. Dla niego.
-Dobrze maleńka, już jesteśmy- oznajmiłam Jessie lekko dotykając dobrze już widocznego brzuszka.
W końcu obiecane TB się pojawiło. Dajcie znać w komentarzach co o nim myślicie.
Pozdrawiam
Świetny OS :*
OdpowiedzUsuńSmutny, ale wesoły.
Szkoda, że Austin nie żył. Ale uratował Ally i Jessie.
Sweet.
Czekam na next i inne OSy ♡
Ach, ale to było piękne i smutne za razem <3
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Austin nie żył:( No, ale uratował swoją ukochaną Ally i córke Jessie:)
Czekam na nexta I na Osy!
Pozdrawiam :*
Twoja Czekoladka ♥