sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział 32

..Tak wiele pytań..."
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Yhm, czyli mówi pani, że ta dwójka, uzbrojona w pistolety, włamała się do tego budynku w zamiarze kradzieży obrazu, a wtedy pani kolega ich obezwładnił?- mruknął policjant trochę chyba nie dowierzając.
-To nie ja ich powstrzymałem, tylko Ally- powiedział Austin wchodząc do pokoju.
-Ale dziewczyna mówi, że...
-Niby jak miałbym to zrobić? Z zagipsowaną ręką?- parsknął blondyn, a ja prychnęłam na niego.
Bez dalszych niepotrzebnych ceregieli funkcjonariusze spisali nasze zeznania i zabrali dwójkę oprawców, którzy obrzucili nas gniewnymi spojrzeniami.
-Jeszcze tu wrócimy- rzucił jeden z nich przez zaciśnięte zęby.
Po chwili zostaliśmy sami, wtedy blondyn spojrzał na mnie z pełnym poczucia winy.
-Przepraszam- szepnął zerkając na mnie- Nie powinienem cię narażać na takie niebezpieczeństwo.
-Nie ma sprawy- uśmiechnęłam się próbując zachować spokój- A tak między nami, poczułam się trochę jak bohaterka filmu sensacyjnego, ale po co tej dwójce potrzebny był jakiś obraz?- spojrzałam na niego, a chłopak popatrzył w bok.- Austin, co się dzieje?
Zamiast mi odpowiedzieć, mój przyjaciel zniknął za drzwiami i po minucie pojawił się z jakimś papierem w ręku, bez słowa mi go podał. Przyjrzałam się mu, to była stara mapa, niczego z tego nie rozumiałam.
-To mapa do- przełknął nerwowo ślinę- Do miasta wampirów- Mondare! Moi pobratymcy chcą za wszelką cenę dowiedzieć się, gdzie to miasto leży, jak wiesz niewidzialnym od zewnątrz czyni je jakaś bariera. Ta mapa nie może wpaść w niepowołane ręce, gdyż będzie to oznaczać wielką wojnę i być może nasz koniec.
Przyjrzałam się jej dokładniej, jako tak młody wampir nie mogłam się dowiedzieć od nikogo, gdzie leży to legendarne miasto, a teraz klucz do niego leżał w moich rękach.
-Te dwa wampiry- dodał Austin- szukały obraz przedstawiający mego pradziadka, świstek był przyczepiony do jego tylnego obramowania. Muszę ukryć tą rzecz, zanim wyrządzi więcej zła.
-Masz rację, ale co ta rzecz robi w twoim domu?- do głowy przychodziły mi dziesiątki pytań.
-No cóż- spojrzał na mnie- Pierwszy brązowy wilkołak był moim przodkiem i należał do mej rodziny. Ta mapa jest u nas przekazywana z pokolenia na pokolenie- popatrzył na mnie i skrzywił się z bólu- Moi rodzice wyjechali, dlatego to ja muszę jej pilnować.
-A czemu jej nie zniszczyć?- zapytałam.
-Ponieważ wtedy utracilibyśmy coś, do czego dążyli najstarsi z nas- odparł krótko i dodał szybko- Koniec tematu, czas iść spać- zamknął drzwi na klucz i obrzucając wzrokiem pobojowisko w salonie, z westchnieniem udał się do swojego pokoju, ja natomiast pozostałam w pomieszczeniu i zabrałam się za sprzątanie.
-W co myśmy się wpakowali?- mruknęłam- Gdyby ktoś dwa tygodnie temu powiedział mi, że zaprzyjaźnię się z wilkołakiem, zostanę jego dyplomatką i będę poszukiwana przez pobratymców, przezwałabym go za wariatów.
Gdy dochodziłam do końca porządków przez okno śmignęła mi jakaś uskrzydlona postać. Podeszłam do szyby i odskoczyłam jak oparzona. Ujrzałam przerażający pysk i nie zważając na nic uciekłam na górę i wparowałam do pokoju Austina.

niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 31

,,Gdzie jesteś?"
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ze względu na ulewny deszcz szybciutko wróciliśmy do domu, ja przez frontowe drzwi, a Austin przez ogród, gdzie dokonał swojej przemiany.
-To jak, jemy kolację?- spytałam patrząc przez okno, za którym panowała już mroczna ciemność.
-No wiesz Ally, z chęcią bym dołączył, ale- spojrzał na zegarek- mam coś do załatwienia na mieście- dodał i wyszedł na dwór, przez szybę obserwowałam jak znika za otaczającymi go budynkami.
Muszę przyznać, że zżerała mnie ciekawość dokąd poniosą go nogi, ale głód był jeszcze większy, toteż powędrowałam do lodówki, skąd wyjęłam parę rzeczy i po kilku minutach przygotowań mogłam się już zajadać pysznymi kanapkami.
Nie skończyłam nawet kolacji, kiedy po szybach zaczęły spływać krople deszczu, a po chwili dołączyły do nich gdzie nie gdzie białe błyski. Musiałam przyznać przed sobą, że zaczęłam się martwić o mojego blond włosego przyjaciela.
Położyłam brudne naczynia z przyrzeczeniem, że rano je umyję i poszłam do swojego pokoju, gdzie zerknęłam na godzinę. Zegar wskazywał kilka minut po północy. Z małym strachem przebrałam się i wykonawszy potrzebne czynności w łazience ułożyłam się na łóżku. Przewracając się z boku na bok wyobrażałam sobie najczarniejsze scenariusze, kiedy niespodziewanie usłyszałam trzask zamykanych drzwi od frontu.
Czyżby to był Austin? Wszystko na to wskazywało, ale coś podpowiadało mi, że to nie on. Mój instynkt się nie mylił.
-Austin?- weszłam do salonu nawołując go, gdy ktoś niespodziewanie złapał mnie w pasie i pociągnął w stronę podłogi za kanapę.
-Ciii...- brązowy wilkołak ledwo mieszczący się za oparciem mebla dał mi znak, bym zachowała ciszę i wskazał na coś palcem. Przyjrzałam się lepiej i ujrzałam dwóch ludzi w kominiarkach chodzących po korytarzu i zaglądający raz po raz do szaf i komód, najwyraźniej czegoś szukali.
-I co teraz?- szepnęłam do mojego przyjaciela próbując zachować spokój.
-Zostań tu- mruknął, a mnie nie trzeba było dwa razy powtarzać.
Skuliłam się jeszcze bardziej i obserwowałam poczynania Schumir. Blondyn po cichu wszedł do sąsiedniego pokoju i nadstawił czujnie uszu, pewnie próbował zlokalizować włamywaczy, by ich okrążyć. W końcu zniknął z mojego pola widzenia, a ja zamknęłam oczy, nagle usłyszałam nagły pomruk i ktoś gwałtownie podniósł mnie do góry.
-Zostaw ją!- do mych uszu dobiegł dziki ryk wydobywający się z paszczy mego przyjaciela, który dzierżąc dzielnie w zdrowej łapie jakiś dziwny ostry przedmiot okalał wściekłym wzrokiem oprawcę, który właśnie przyłożył mi lufę do czoła.
-Najpierw powiedz, gdzie jest obraz!- odkrzyknął drugi.
-Puśćcie ją, wtedy wam pokażę- odparł ulegle Austin patrząc na mnie ze strachem, po raz pierwszy widziałam, że się bał.
-Połóż to na ziemi!- rozkazał pierwszy, blondyn posłusznie wykonał polecenie, zanim jednak wstał, obrzucił nas spojrzeniem i złapał gwałtownie za dywan, nie minęła nawet chwila, a leżeliśmy na ziemi, wilk szybko obezwładnił oprawców i nakazał mi wezwać policję, sam poszedł dokonać przemiany.
Po kilku minutach funkcjonariusze byli na miejscu.

Dawno nie było rozdziału, za co przepraszam. Święta nie dawały wiele czasu wolnego, a na dodatek brak weny uniemożliwiły mi napisanie czegokolwiek, ale rozdział już jest.
Ps. Założyłam bloga o rysunkach, byłoby mi miło, gdybyście wpadli i skomentowali. 
stwory-mojainspiracja.blogspot.com/
Pozdrawiam