sobota, 11 października 2014

Rozdział 20

,,Nie miałam racji!"
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Już dojeżdżamy- wymruczał mój przyjaciel, kiedy ocknęłam się
Austin biegł spokojnym, ale zdecydowanym krokiem. W miarę szybko, ale i tak udało mi się zasnąć, byłam wyczerpana dzisiejszym dniem, który zbliżał się ku końcowi.
-Chyba cię nie zbudziłem?- po raz drugi usłyszałam jego ciepły i przyjemny głos
-Nie, skąd- wytarłam zmęczona oczy
-To dobrze, bo już jesteśmy- spojrzałam przed siebie, i faktycznie, ujrzałam zarysy mojego ogródka
-Ale jak ty...- nie zdążyłam dokończyć, kiedy mój włochaty wilk podbiegł do ogrodzenia (które miało wysokość 1,5.m.) i przeskoczył przez nie. Byłam pod niemałym wrażeniem.
-Powinniśmy razem startować w konnych skokach przez przeszkody. Wygraną mielibyśmy jak w banku- zaśmiałam się, a wilkołak mi zawtórował
-No dobrze, tyle tego dobrego, muszę cię dostarczyć całą do domu- powiedział i spojrzał w górę, w międzyczasie zeszłam z niego
-A ty gdzie...?- zanim zorientowałam się, o co chodzi, Austin złapał mnie w pasie i zaczął wspinać się po pnączach rosnących na murze
Znacznie uspokoiłam się, bo z jednej strony kierowaliśmy się w stronę mojego balkonu, a z drugiej poczułam bijące serce wilka i jego ciepły, równomierny oddech.
-Do jutra, mała- powiedział Austin, kiedy usadził mnie na balkonie      
-Do jutra- odparłam mu, a on szybko zniknął w ciemnościach
Odprowadziłam go wzrokiem, a kiedy straciłam go z oczu, weszłam do środka.
Po cichutku weszłam do mojego pokoju, a kiedy zamknęłam za sobą drzwi, odetchnęłam z ulgą.
Na krótko, bo w tym momencie włosy stanęły mi dęba. Za oknem zobaczyłam ogromny cień, na oko miał dwa metry. Pomyślałam, że przywidziało mi się, ale nie. Był to cień ogromnego nietoperze. Skąd mam pewność, że to nie było przywidzenie? Po prostu takie rzeczy się wie i już.
Weszłam do łazienki i biorąc prysznic analizowałam dzisiejszy dzień. Tak, pomimo, że jego początek nie był zbyt udany, to jego zakończenie jak najbardziej. Nie dość, że poznałam wielu interesujących ,,ludzi", którzy myślą podobnie jak ja, to jeszcze w pamięć wrył mi się Austin, a raczej to, jak się dzisiaj zachował. To, jak stanął w mojej obronie, ten jego uśmiech, kiedy proponował mi przejażdżkę.
Kiedy powiedział, że zakochał się w jakiejś dziewczynie, moją pierwszą myślą było, że nie jestem nią.
Ale dziś zrozumiałam, że mówił o mnie. Odkryłam to po jego gestach. Ach... czyli to by znaczyło, że zakochałam się w nim, z wzajemnością.
-Austin Moon kocha mnie!- chciałam to wykrzyczeć całemu światu, włącznie Trish, która chyba ugotowałaby się z zazdrości, ale tak naprawdę byłaby szczęśliwa razem ze mną
Ale pozostała jeszcze jedna drażniąca kwestia: moi rodzice.
Jeśli utrzymaliby mi ten zakaz, to z moich planów na nic. Ani tych dotyczących zakończenia wojny, ani tych uczuciowych.
Odświeżona wyszłam z łazienki i zamyślona poszłam się położyć. Ale zanim usnęłam, otrzymałam wiadomość od Austina:
,,Mam nadzieję, że nie zbudziłem Cię? Idę jutro do tego staruszka i byłoby miło, gdybyś poszła ze mną- Austin"
Uśmiechnęłam się lekko i czym prędzej zasnęłam.

Witajcie, rozdział dodany później niż powinien, ale jest.




7 komentarzy: