,,Nie daruję im tego!"
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
...Ally! Dziewczyna była cała zapłakana, rozmazany tusz rozlał się po całej jej twarzy. Bez słowa przytuliłem ją do siebie jak najmocniej potrafiłem.
Kiedy dostatecznie się uspokoiła, spojrzałem na nią i zapytałem ją najdelikatniej mówiąc:
-Kto ci to zrobił?
-Moi rodzice- wychlipała i opowiedziała mi zaistniałą sytuację.
Mianowicie, kiedy wróciła do domu, jej rodzina wiedziała już o wszystkim. Thrall poinformował ich o ,,zdradzie", jak się spodziewacie zachwyceni nie byli. Rozpętało się piekło, a ze słów Ally wynikało, że rodzice ją wydziedziczyli.
-Nie mamy już córki- powtórzyła za nimi, a łzy ponownie pojawiły się w jej oczach.
Tego było już za wiele. Mogłem znieść to, że rodzice dziewczyny nie lubili by mnie. Ale to? Gruba przesada i nie mogłem tego tak zostawić.
-Zbieramy się- zarządziłem tonem niecierpiącym sprzeciwu, a brunetka spojrzała na mnie zaskoczona.
-Ale gdzie?- zapytała zdziwiona
-Do twojego domu- odparłem i dodałem czule- Wytrzyj łzy.
Ally pewnie domyśliła się o co mi tak naprawdę chodzi, próbowała mnie powstrzymać, ale ja już zdecydowałem.
-Nie rób tego!- krzyczała- To nie ważne!
Oczami Ally
Próbowałam zatrzymać Austina za wszelką cenę. Widziałam, że to co uczynili moi rodzice rozgniewało go doszczętnie. Ale jeśli poszedłby do nich, dowiedzieliby się o tym, że jest wilkołakiem (jeszcze o tym nie wiedzieli) i rozpętałoby się następne piekło, na pewno ktoś by ucierpiał. A tego bym nie chciała.
-Zostaw mnie!- powiedział blondyn
Ujrzałam w jego oczach błysk i po chwili zajęły się ogniem. Wiedziałam, że nic go nie powstrzyma, dlatego puściłam go i nie bacząc na nic ruszyłam za nim. Kiedy stanęliśmy przed drzwiami mego domu zamarło mi serce. Austin nie pukając wszedł do środka, a ja wraz z nim.
Nie minęła sekunda, a staliśmy przed moją rodziną.
-A co ty tu robisz?- ojciec popatrzył na mnie- Czyż nie wyraziliśmy się jasno?
Spuściłam głowę w dół, a pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Nadchodziła burza.
-To nie w porządku traktować tak własną córkę!- do rozmowy włączył się mój przyjaciel
-Ciebie kto pyta o zdanie?!- odparł tata- To nasze sprawy, nic nie wiesz o niej!
-A właśnie, że wiem!- zagrzmiał potężny głos wydobywający się z gardła Austina, zamknęłam gwałtownie oczy, a kiedy je otworzyłam stał przede mną wielki na dwa metry wilkołak, z którego pyska skapywała ślina na nowy dywan. Oczy stwora stały się czerwone z ogarniającej go wściekłości.
-Ale jak ty...?- zapytała przerażona mama odsuwając się coraz bardziej od nas.
-Chcę, żeby państwo zrozumieli, to nie z własnej inicjatywy Ally przeszła na ,,naszą" stronę. Tylko z mojej- powiedział Schumir
-Thrall powiedział, że...- rzekli chórem
-Wiem co powiedział, on mi to zrobił- wskazał na zabandażowany brzuch i zagipsowaną rękę. Wasz przywódca chce za wszelką cenę wywołać wojnę, a my chcemy ją zakończyć. Ally chciała nam w tym pomóc. Jest wspaniałą i dobrą kobietą, dlatego winniście jej przeprosiny- Austin uśmiechnął się do mnie, a ja w podzięce przytuliłam go.
-Tak, masz rację- odezwał się nieśmiało tata- Nie wiem, dlaczego najpierw nie wysłuchaliśmy naszej córeczki. Przepraszamy Ally, wybaczysz nam nasze głupstwo?- zwrócili się do mnie, kiwnęłam głową, po czym ojciec zwrócił się do blondyna- Teraz to zobaczyłem. Nie jesteście potworami, tylko łagodnymi stworzenia, które ze względu na sytuację musiały walczyć. Jeśli będzie czegoś wam potrzeba, daj znać. Pomożemy w miarę możliwości.
-Dobrze- mruknął Austin- Czuję, że wojna o naszą wolność dopiero się zaczyna!
sobota, 29 listopada 2014
sobota, 22 listopada 2014
Rozdział 26
,,Nie waż się tu wracać!"
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Deszcz przestał w końcu padać, a świat odżył. Było słychać śpiew ptaków, szum liści - po prostu odradzającą się przyrodę po dużej burzy. Spałem sobie smacznie do chwili, kiedy pewna dziewczyna wylała na mnie pół litra deszczówki. Skąd jej tyle wzięła? Nie mam zielonego pojęcia.
-Ally... -mruknąłem rozciągając grube kości i przeciągając się.
-Dość tego spania, mój panie- uśmiechnęła się ukazując biały i równy uśmiech.
Po długich naleganiach z jej strony w końcu wstałem i rozluźniłem napięte mięśnie.
-To chyba twój nowy rekord pobudki- szepnęła podając mi kanapkę.
Śniadanie, jeśli mogę je tak nazwać, starczyło tylko na trzy gryzy i tylko narobiło mi smaku. Burczący brzuch domagający się jedzenia tylko utwierdzał mnie w przekonaniu, że trzeba wracać do domu.
-Chodźmy stąd- zadeklarowałem gorąco- Nie chcę skończyć jako przysmak dla niedźwiedzia.
Z pomocą brunetki odsunąłem wielki głaz i już po chwili mogłem pełną piersią odetchnąć. O tak, świeże i czyste powietrze to to, czego przez tę noc mi brakowało.
Liczyłem na to, że na zewnątrz nie zaskoczy nas dużych rozmiarów misiek. Moje modły zostały wysłuchane, toteż nikogo takiego nie ujrzałem, jedynie ogromne ślady łap. Dlatego zabraliśmy swoje rzeczy i jak najszybciej ruszyliśmy w drogę powrotną.
Pomiędzy mną a Ally zapadła cisza, której w żaden sposób nie mogłem przerwać. Widziałem po dziewczynie, że jest czymś bardzo zmartwiona, nie chciałem jej przeszkadzać, więc pozostały mi tylko domysły.
Odetchnąłem głęboko, w czym trochę przeszkadzał mi bandaż na brzuchu. Ally obdarzyła mnie wzrokiem, co sprawiło, że nie mogłem przestać się jej przyglądać. Wow, ta dziewczyna miała w sobie coś takiego... od początku naszej znajomości uwiodła mnie swoim stylem. Nie miała na sobie tony makijażu, a mimo to była najpiękniejszą dziewczyną na świecie. Doprawdy, po co ja wciągałem ją w tę wojnę? Jeśli coś jej się stanie, nigdy sobie tego nie wybaczę.
-O czym myślisz?- obiekt moich westchnień przerwał moje rozmyślania.
-O niczym- skłamałem próbując się uśmiechnąć- Popatrz, już jesteśmy- skinąłem głową zerkając na dach domu Ally wyzierający ledwo zza drzew.
Brunetka nie przyjęła tego, jak się spodziewałem, z ulgą, lecz jakby z małym przestrachem.
-Hej, co się dzieje?- spróbowałem wyciągnąć od niej jakieś informacje, ale moje starania spełzły na niczym.
Zamiast tego dziewczyna szybko pożegnała się ze mną i zanim zareagowałem, zniknęła w zaroślach.
W efekcie wróciłem do domu, wchodząc jednak przez ogród i tam dokonałem przemiany.
Wszedłem do środka i z nieukrywaną ulgą zamknąłem za sobą drzwi.
-Nie ma to jak w domu- szepnąłem do siebie- Samemu w ogromnym domu.
Ubrałem jakąś koszulkę i buty (poprzednie uległy zniszczeniu za sprawą przemiany w wilkołaka), zmieniłem spodnie i ruszyłem do szpitala lekceważąc wilczy głód. Na miejscu otrzymałem fachową pomoc i już po czterdziestu minutach byłem z powrotem w swoim pokoju.
Położyłem się zmęczony na łóżku i westchnąłem.
-W co ja się wpakowałem?- mruknąłem zerkając na opartą o ścianę gitarę i wtedy do głowy przyszła mi szalona myśl.
Jednak szybko przerwał ją dzwonek od drzwi. Z nieukrywaną złością podszedłem, by wpuścić niespodziewanego gościa. Zamiast niego zastałem...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Deszcz przestał w końcu padać, a świat odżył. Było słychać śpiew ptaków, szum liści - po prostu odradzającą się przyrodę po dużej burzy. Spałem sobie smacznie do chwili, kiedy pewna dziewczyna wylała na mnie pół litra deszczówki. Skąd jej tyle wzięła? Nie mam zielonego pojęcia.
-Ally... -mruknąłem rozciągając grube kości i przeciągając się.
-Dość tego spania, mój panie- uśmiechnęła się ukazując biały i równy uśmiech.
Po długich naleganiach z jej strony w końcu wstałem i rozluźniłem napięte mięśnie.
-To chyba twój nowy rekord pobudki- szepnęła podając mi kanapkę.
Śniadanie, jeśli mogę je tak nazwać, starczyło tylko na trzy gryzy i tylko narobiło mi smaku. Burczący brzuch domagający się jedzenia tylko utwierdzał mnie w przekonaniu, że trzeba wracać do domu.
-Chodźmy stąd- zadeklarowałem gorąco- Nie chcę skończyć jako przysmak dla niedźwiedzia.
Z pomocą brunetki odsunąłem wielki głaz i już po chwili mogłem pełną piersią odetchnąć. O tak, świeże i czyste powietrze to to, czego przez tę noc mi brakowało.
Liczyłem na to, że na zewnątrz nie zaskoczy nas dużych rozmiarów misiek. Moje modły zostały wysłuchane, toteż nikogo takiego nie ujrzałem, jedynie ogromne ślady łap. Dlatego zabraliśmy swoje rzeczy i jak najszybciej ruszyliśmy w drogę powrotną.
Pomiędzy mną a Ally zapadła cisza, której w żaden sposób nie mogłem przerwać. Widziałem po dziewczynie, że jest czymś bardzo zmartwiona, nie chciałem jej przeszkadzać, więc pozostały mi tylko domysły.
Odetchnąłem głęboko, w czym trochę przeszkadzał mi bandaż na brzuchu. Ally obdarzyła mnie wzrokiem, co sprawiło, że nie mogłem przestać się jej przyglądać. Wow, ta dziewczyna miała w sobie coś takiego... od początku naszej znajomości uwiodła mnie swoim stylem. Nie miała na sobie tony makijażu, a mimo to była najpiękniejszą dziewczyną na świecie. Doprawdy, po co ja wciągałem ją w tę wojnę? Jeśli coś jej się stanie, nigdy sobie tego nie wybaczę.
-O czym myślisz?- obiekt moich westchnień przerwał moje rozmyślania.
-O niczym- skłamałem próbując się uśmiechnąć- Popatrz, już jesteśmy- skinąłem głową zerkając na dach domu Ally wyzierający ledwo zza drzew.
Brunetka nie przyjęła tego, jak się spodziewałem, z ulgą, lecz jakby z małym przestrachem.
-Hej, co się dzieje?- spróbowałem wyciągnąć od niej jakieś informacje, ale moje starania spełzły na niczym.
Zamiast tego dziewczyna szybko pożegnała się ze mną i zanim zareagowałem, zniknęła w zaroślach.
W efekcie wróciłem do domu, wchodząc jednak przez ogród i tam dokonałem przemiany.
Wszedłem do środka i z nieukrywaną ulgą zamknąłem za sobą drzwi.
-Nie ma to jak w domu- szepnąłem do siebie- Samemu w ogromnym domu.
Ubrałem jakąś koszulkę i buty (poprzednie uległy zniszczeniu za sprawą przemiany w wilkołaka), zmieniłem spodnie i ruszyłem do szpitala lekceważąc wilczy głód. Na miejscu otrzymałem fachową pomoc i już po czterdziestu minutach byłem z powrotem w swoim pokoju.
Położyłem się zmęczony na łóżku i westchnąłem.
-W co ja się wpakowałem?- mruknąłem zerkając na opartą o ścianę gitarę i wtedy do głowy przyszła mi szalona myśl.
Jednak szybko przerwał ją dzwonek od drzwi. Z nieukrywaną złością podszedłem, by wpuścić niespodziewanego gościa. Zamiast niego zastałem...
środa, 12 listopada 2014
Rozdział 25
..Ta sytuacja staje się nie do zniesienia!"
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Mój panie, miałeś szczęście, że żyjesz- moja przyjaciółka spojrzała na mnie gniewnie poprawiając mój bandaż
-Nie moja wina, że ten nietoperz mnie złapał- odparłem- Chociaż faktycznie mogłem poczekać, aż obniży lot. Z ilu metrów to ja spadłem?
-Z dziesięciu. Ale licząc złamaną lewą rękę i żebro i tak powinieneś się cieszyć.
Westchnąłem ciężko. Ally pastwiła się tak nade mną już dobre bite dwie godziny. Kiedy zemdlałem, próbowała mnie zaciągnąć do naszego obozu, nie dała rady, ale szybko znalazł nas Dan i dzięki niemu znaleźliśmy się w bezpiecznym miejscu.
-Ale misja i tak jest udana- dodał, kiedy się ocknąłem- Wiemy już, kto nam zagraża, no i mamy jego- wskazał na starca- Pomoże nam opracować odtrutkę na wampirzą truciznę. Ale w międzyczasie powinniście wrócić do domu, Austin niech się wykuruje, a ty Ally- spojrzał na nią- Zajmij się nim, to uparty skurczybyk, ale na pewno szybko go oswoisz- uśmiechnął się.
-Ekhem, ja tu jestem!- krzyknąłem do nich, po czym parsknęliśmy śmiechem- Dan, zajmij się tu wszystkim pod moją nieobecność.
-Tak jest, alfo- czarny wilkołak zasalutował, a my mogliśmy bez strachu wyjść z obozu
-Dzięki Ally- popatrzyłem ukradkiem na brunetkę i szybko podłapałem jej zdziwiony wzrok- Za to, że tu jesteś. Ze mną. Mam nadzieję, że nie będziesz mieć przeze mnie kłopotów- dodałem smucąc się
-Skąd- lekkim ruchem dłoni podniosła mój pysk, bym mógł spojrzeć w jej brązowo-orzechowe oczy- Cieszę się, że mam takiego przyjaciela, a może i...-zawahała się- Ech, nieważne, chodźmy już.
Zastanowiło mnie to: ,,takiego przyjaciela i...", co ona chciała powiedzieć?
Moje myśli zostały przerwane przez rzęsisty deszcz, który spadł na nas i szybko przemoczył do suchej nitki.
-Musimy znaleźć jakieś schronienie- zadeklarowała Ally.
-Może ta jaskinia?- wskazałem na pobliską skałę z dużym otworem
Dziewczyna przytaknęła mi i szybko skierowaliśmy się do środka.
Jaskinia nie była jakaś luksusowa, ale na noc była w sam raz. Brunetka usiadła zadowolona na kamieniu, ale pewna rzecz mnie zaniepokoiła. Duże rozmiary jaskini i nieprzyjemny zapach wskazywały na jedno:
-Ally, tu mieszka niedźwiedź!- ryknąłem
-Skąd taki pomysł?- rzuciła pytająco
Opowiedziałem jej o swoich obawach, ale ona machnęła lekceważąco ręką.
-Nawet jeśli masz rację- powiedziała- Nie mamy się gdzie skryć, musimy coś wymyślić.
I wymyśliłem. Moją uwagę przyciągnął duży głaz leżący tuż przy wejściu naszego schronu.
Złapałem go prawą łapą i zaparłszy się tylnymi nogami zacząłem go pchać, próbując zamknąć nim otwór. Brązowooka szybko odczytała moje zamiary i razem dokonaliśmy tego: byliśmy bezpieczni.
Zmęczeni padliśmy na ziemię. W istocie miałem rację. Minutę później dało się słyszeć na zewnątrz nieprzyjemne pomruki i porykiwania.
-No dobrze, nie myliłeś się- brunetka spojrzała na mnie zmieniając mi bandaże na brzuchu i ręce
-Jestem w końcu wilkołakiem, instynkt to podstawa- mrugnąłem do niej
-Instynkt jakoś ci nie pomógł wcześniej w walce z Thrallem- jej uwagę puściłem mimo uszu i zabrałem się za rozpalanie ognia.
W jaskini znalazłem trochę suchej trawy oraz drobnych gałęzi, toteż moja przyjaciółka już po chwili mogła wygrzać się. Podałem jej kanapkę, butelkę wody oraz okryłem delikatnie kocem.
-Dziękuję- szepnęła tuląc się do mnie- Hm... jesteś taki mięciutki- usłyszałem jeszcze, zanim zapadła w głęboki sen.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Mój panie, miałeś szczęście, że żyjesz- moja przyjaciółka spojrzała na mnie gniewnie poprawiając mój bandaż
-Nie moja wina, że ten nietoperz mnie złapał- odparłem- Chociaż faktycznie mogłem poczekać, aż obniży lot. Z ilu metrów to ja spadłem?
-Z dziesięciu. Ale licząc złamaną lewą rękę i żebro i tak powinieneś się cieszyć.
Westchnąłem ciężko. Ally pastwiła się tak nade mną już dobre bite dwie godziny. Kiedy zemdlałem, próbowała mnie zaciągnąć do naszego obozu, nie dała rady, ale szybko znalazł nas Dan i dzięki niemu znaleźliśmy się w bezpiecznym miejscu.
-Ale misja i tak jest udana- dodał, kiedy się ocknąłem- Wiemy już, kto nam zagraża, no i mamy jego- wskazał na starca- Pomoże nam opracować odtrutkę na wampirzą truciznę. Ale w międzyczasie powinniście wrócić do domu, Austin niech się wykuruje, a ty Ally- spojrzał na nią- Zajmij się nim, to uparty skurczybyk, ale na pewno szybko go oswoisz- uśmiechnął się.
-Ekhem, ja tu jestem!- krzyknąłem do nich, po czym parsknęliśmy śmiechem- Dan, zajmij się tu wszystkim pod moją nieobecność.
-Tak jest, alfo- czarny wilkołak zasalutował, a my mogliśmy bez strachu wyjść z obozu
-Dzięki Ally- popatrzyłem ukradkiem na brunetkę i szybko podłapałem jej zdziwiony wzrok- Za to, że tu jesteś. Ze mną. Mam nadzieję, że nie będziesz mieć przeze mnie kłopotów- dodałem smucąc się
-Skąd- lekkim ruchem dłoni podniosła mój pysk, bym mógł spojrzeć w jej brązowo-orzechowe oczy- Cieszę się, że mam takiego przyjaciela, a może i...-zawahała się- Ech, nieważne, chodźmy już.
Zastanowiło mnie to: ,,takiego przyjaciela i...", co ona chciała powiedzieć?
Moje myśli zostały przerwane przez rzęsisty deszcz, który spadł na nas i szybko przemoczył do suchej nitki.
-Musimy znaleźć jakieś schronienie- zadeklarowała Ally.
-Może ta jaskinia?- wskazałem na pobliską skałę z dużym otworem
Dziewczyna przytaknęła mi i szybko skierowaliśmy się do środka.
Jaskinia nie była jakaś luksusowa, ale na noc była w sam raz. Brunetka usiadła zadowolona na kamieniu, ale pewna rzecz mnie zaniepokoiła. Duże rozmiary jaskini i nieprzyjemny zapach wskazywały na jedno:
-Ally, tu mieszka niedźwiedź!- ryknąłem
-Skąd taki pomysł?- rzuciła pytająco
Opowiedziałem jej o swoich obawach, ale ona machnęła lekceważąco ręką.
-Nawet jeśli masz rację- powiedziała- Nie mamy się gdzie skryć, musimy coś wymyślić.
I wymyśliłem. Moją uwagę przyciągnął duży głaz leżący tuż przy wejściu naszego schronu.
Złapałem go prawą łapą i zaparłszy się tylnymi nogami zacząłem go pchać, próbując zamknąć nim otwór. Brązowooka szybko odczytała moje zamiary i razem dokonaliśmy tego: byliśmy bezpieczni.
Zmęczeni padliśmy na ziemię. W istocie miałem rację. Minutę później dało się słyszeć na zewnątrz nieprzyjemne pomruki i porykiwania.
-No dobrze, nie myliłeś się- brunetka spojrzała na mnie zmieniając mi bandaże na brzuchu i ręce
-Jestem w końcu wilkołakiem, instynkt to podstawa- mrugnąłem do niej
-Instynkt jakoś ci nie pomógł wcześniej w walce z Thrallem- jej uwagę puściłem mimo uszu i zabrałem się za rozpalanie ognia.
W jaskini znalazłem trochę suchej trawy oraz drobnych gałęzi, toteż moja przyjaciółka już po chwili mogła wygrzać się. Podałem jej kanapkę, butelkę wody oraz okryłem delikatnie kocem.
-Dziękuję- szepnęła tuląc się do mnie- Hm... jesteś taki mięciutki- usłyszałem jeszcze, zanim zapadła w głęboki sen.
sobota, 1 listopada 2014
Rozdział 24
,,Zdrajczyni poniesie wkrótce śmierć!"
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
-A skąd taka pewność, że chodzi na pewno o nas?- zapytałem, by upewnić się
-A stąd, że pod tą przepowiednią są nasze imiona- tym razem to Ally rozwinęła moje wątpliwości
Nadal coś nie pasowało mi w tej układance, bo jak niby my, zwykłe istoty, mamy zatrzymać coś, co zatacza swe kręgi od 600 lat? To praktycznie niemożliwe.
-Nawet jeśli uwierzę w te bajki, to jak mamy tego dokonać?- dodałem
-To okaże się już w przyszłości, ale obecnie czuję zbliżające się zło- zamknął oczy i jakby w coś się wsłuchał
Istotnie, także i ja coś usłyszałem. Coś jakby... trzepot skrzydeł.
-O nie...- szepnąłem i wyjrzałem na zewnątrz, rzeczywiście, mym oczom ukazał się nie kto inny, jak ogromny nietoperz z mojej wizji
-To przywódca wampirów- wyjaśniła Ally, a mnie oblał zimny pot, przypomniała mi się scena, kiedy stwór rzucił mi się do gardła, a czarna posoka trysnęła wkoło.
-Coś się stało?- brunetka pojawiła się koło mnie, wyczuwszy mój niepokój
-Nic takiego, lisico- trąciłem ją nosem w policzek- Ale dzięki za troskę- powiedziałem szczerząc zęby, ale szybko wróciłem do rzeczywistości- Jest jakieś bezpieczne wyjście stąd, gdzie żaden król wampirów nie porani nas szponami?- zwróciłem się do staruszka
-Owszem, po drugiej stronie góry są kamienne schody, ale rzadko kto je widzi i jeszcze rzadziej ktoś z nich korzysta.
Przyznałem mu rację, ale nakazałem też szybko się spakować i kiedy był gotowy, ruszyliśmy tylnym wyjściem.
Krople wolno spływające po skałach wyraźnie dawały znać o zbliżającym się deszczu, toteż przyśpieszyłem kroku.
Kiedy byliśmy już przy końcu schodów z kamiennej ściany nad nami zaczął sypać się gruz. Jakieś dziwne odchrząkiwania i porykiwanie nie dodawały nam otuchy.
-Zostańcie tu- nakazałem moim towarzyszom i ostrożnie wyjrzałem na zewnątrz
-Możecie wychodzić- dodałem pewniejszy, kiedy nie dostrzegłem żadnego zagrożenia
Niestety, myliłem się. Bo kiedy wyszedłem całkiem poza bezpieczny teren coś mnie złapało. Zanim się zorientowałem, podziwiałem świat z lotu ptaka.
-Puść mnie- krzyknąłem i spojrzałem w górę, chyba się domyślacie, kogo ujrzałem
Ogromny, obrzydliwy nietoperz, z którego pyska ulatywała gęsto krew spływająca wprost na moją głowę.
-Nie tak szybko wilczku- zarechotał wrednie i jeszcze mocniej zacisnął boleśnie pazury na mych ramionach- Jesteś potrzebny do mojej kolekcji, ale nie będziesz jedyny. Następna w kolejce jest twoja sympatia, zdrajczyni swej rasy będzie umierać w męczarniach!
-Nie!- ryknąłem tak głośno, że samego mnie to zdziwiło i ugryzłem go w rękę, nie spodziewając się tego, od razu wypuścił mnie ze swych objęć. (Niechcący wytrąciłem mu z dłoni także jakieś przedziwne ostrze)
Zacząłem spadać w dół, cały czas łamiąc gałęzie drzew. Po kilku długich chwilach w końcu wylądowałem na ziemi, nie mogłem się ruszyć, bo każda próba wstania kończyła się fiaskiem.
-Austin, nic ci nie jest?- Ally znalazłszy mnie kucnęła obok i spojrzała na mnie z troską
Zdołałem tylko coś wymruczeć, bo po sekundzie zapadłem w sen, yhm, bardzo przyjemny, zresztą.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
-A skąd taka pewność, że chodzi na pewno o nas?- zapytałem, by upewnić się
-A stąd, że pod tą przepowiednią są nasze imiona- tym razem to Ally rozwinęła moje wątpliwości
Nadal coś nie pasowało mi w tej układance, bo jak niby my, zwykłe istoty, mamy zatrzymać coś, co zatacza swe kręgi od 600 lat? To praktycznie niemożliwe.
-Nawet jeśli uwierzę w te bajki, to jak mamy tego dokonać?- dodałem
-To okaże się już w przyszłości, ale obecnie czuję zbliżające się zło- zamknął oczy i jakby w coś się wsłuchał
Istotnie, także i ja coś usłyszałem. Coś jakby... trzepot skrzydeł.
-O nie...- szepnąłem i wyjrzałem na zewnątrz, rzeczywiście, mym oczom ukazał się nie kto inny, jak ogromny nietoperz z mojej wizji
-To przywódca wampirów- wyjaśniła Ally, a mnie oblał zimny pot, przypomniała mi się scena, kiedy stwór rzucił mi się do gardła, a czarna posoka trysnęła wkoło.
-Coś się stało?- brunetka pojawiła się koło mnie, wyczuwszy mój niepokój
-Nic takiego, lisico- trąciłem ją nosem w policzek- Ale dzięki za troskę- powiedziałem szczerząc zęby, ale szybko wróciłem do rzeczywistości- Jest jakieś bezpieczne wyjście stąd, gdzie żaden król wampirów nie porani nas szponami?- zwróciłem się do staruszka
-Owszem, po drugiej stronie góry są kamienne schody, ale rzadko kto je widzi i jeszcze rzadziej ktoś z nich korzysta.
Przyznałem mu rację, ale nakazałem też szybko się spakować i kiedy był gotowy, ruszyliśmy tylnym wyjściem.
Krople wolno spływające po skałach wyraźnie dawały znać o zbliżającym się deszczu, toteż przyśpieszyłem kroku.
Kiedy byliśmy już przy końcu schodów z kamiennej ściany nad nami zaczął sypać się gruz. Jakieś dziwne odchrząkiwania i porykiwanie nie dodawały nam otuchy.
-Zostańcie tu- nakazałem moim towarzyszom i ostrożnie wyjrzałem na zewnątrz
-Możecie wychodzić- dodałem pewniejszy, kiedy nie dostrzegłem żadnego zagrożenia
Niestety, myliłem się. Bo kiedy wyszedłem całkiem poza bezpieczny teren coś mnie złapało. Zanim się zorientowałem, podziwiałem świat z lotu ptaka.
-Puść mnie- krzyknąłem i spojrzałem w górę, chyba się domyślacie, kogo ujrzałem
Ogromny, obrzydliwy nietoperz, z którego pyska ulatywała gęsto krew spływająca wprost na moją głowę.
-Nie tak szybko wilczku- zarechotał wrednie i jeszcze mocniej zacisnął boleśnie pazury na mych ramionach- Jesteś potrzebny do mojej kolekcji, ale nie będziesz jedyny. Następna w kolejce jest twoja sympatia, zdrajczyni swej rasy będzie umierać w męczarniach!
-Nie!- ryknąłem tak głośno, że samego mnie to zdziwiło i ugryzłem go w rękę, nie spodziewając się tego, od razu wypuścił mnie ze swych objęć. (Niechcący wytrąciłem mu z dłoni także jakieś przedziwne ostrze)
Zacząłem spadać w dół, cały czas łamiąc gałęzie drzew. Po kilku długich chwilach w końcu wylądowałem na ziemi, nie mogłem się ruszyć, bo każda próba wstania kończyła się fiaskiem.
-Austin, nic ci nie jest?- Ally znalazłszy mnie kucnęła obok i spojrzała na mnie z troską
Zdołałem tylko coś wymruczeć, bo po sekundzie zapadłem w sen, yhm, bardzo przyjemny, zresztą.
Subskrybuj:
Posty (Atom)