środa, 26 sierpnia 2015

TB

,,Dopiero gdy kogoś stracimy, zaczynamy doceniać spędzony wspólnie czas."
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Dobrze maleńka, już prawie się zbliżamy- szepnęłam do córeczki, jak co tydzień próbując opanować łzy.
 Moje życie toczyło się normalnym torem. Dom - szkoła - dom, Nigdzie nie wychodziłam ze znajomymi. Byłam raczej typem samotnika. Nie, nie chodziło o to, że nie miałam przyjaciół. Miałam i nadal mam dwójkę przyjaciół, za których skoczyłabym w ogień, a oni za mną. Chodziło bardziej o to, że byłam bardzo nieśmiała. Jedyne miejsce, do którego chętnie chodziłam, była szkoła muzyczna, do której uczęszczałam dwa razy w tygodniu. I to właśnie tam poznałam mężczyznę, który wywrócił moje życie do góry nogami.
 Nazywał się Austin Moon, i tak jak ja uwielbiał śpiewać oraz grać na różnych instrumentach. Jak przez mgłę pamiętam, że nigdy nie rozstawał się ze swoją ulubioną gitarą. Dość szybko się zaprzyjaźniliśmy, wtedy dopiero wyjawił mi, że był po niezbyt udanym związku z dziewczyną, która zdradzała go na lewo i prawo, nawet jego były najlepszy przyjaciel nie zdołał oprzeć się jej aurze i urodzie.
-Nadal się spotykają. Czyli jednak jest w tej przygodzie jakiś happy end- dodał gorzko kończąc swą opowieść.
Nie wiem, czy to przez jego smutną historię, czy przez uśmiech losu, ale bardzo wtedy się do siebie zbliżyliśmy. Po niespełna dwóch miesiącach znajomości zostaliśmy parą. Okazało się wtedy, że Austin został przeniesiony do mojej klasy z nieznanych dotąd powodów, toteż mogliśmy spędzać z sobą więcej czasu. Nie uszło to uwadze innym uczniom w szkole.
Nieraz blondyn był świadkiem, gdy różni ludzie wytykali nas palcami. Znosiłam to cierpliwie, ale Austin już nie. W tamtym okresie stał się bardziej nerwowy, co dało o sobie znać, gdy wdał się w parę bójek w mojej obronie. Wtedy też ponownie przenieśli go do innej klasy.
 Ale to w ogóle nie przeszkadzało nam się spotykać. Razem ukończyliśmy szkołę z wyróżnieniem ( dzięki mojej pomocy chłopak podciągnął się w nauce ) i... a co wam będę opowiadać dalej?
Ważne jest to, że po niecałym roku znajomości Austin poprosił mnie o rękę! Zrobił to w sposób niezwykły. Podczas jednego ze swoich licznych koncertów nagle przerwał występ, wziął do ręki mikrofon i powiedział:
-Czy mógłbym poprosić tu na scenę pewną wyjątkową dziewczyną. Tak, to o ciebie mi chodzi, lisico- spojrzał na mnie, gdy stanęłam obok niego.
Wtedy też uklęknął przede mną, wyciągnął pudełeczko z pierścionkiem i łamiącym się głosem zapytał, czy zostanę jego żoną.
Moja odpowiedź była oczywista, ale w tle nagle usłyszałam piski dziesiątek zgromadzonych tu dziewczyn i oklaski chłopaków.
Jakiś miesiąc później mogliśmy powiedzieć sobie: TAK, a następnie bawić się do późnej nocy na naszym weselu, gdzie gościli także i nasi przyjaciele: Dez i Trish, którzy sami trochę wcześniej zaręczyli się.
Noc poślubna była wspaniała, a niecały rok później urodziłam długo wyczekiwaną córeczkę, Jessie.
Ach, jak ja dobrze wspominam ten czas, gdy nosiłam ją jeszcze w brzuchu. Austin nie odstępował mnie na krok, no może jedynie, gdy musiał iść do pracy. Ale gdy wracał, nosił mnie na rękach, robił za mnie wszystkie moje obowiązki i nie pozwalał się przemęczać. Jednocześnie nie pozwalał mi się zbytnio zapuścić, razem chodziliśmy na spacery, do kina. Po prostu dbał o mnie.
Także i po urodzeniu córeczki niewiele się zmieniło. Aż do tego feralnego dnia.
Jessie skończyła jakieś siedem lat. Była sobota, toteż mogliśmy wyjść w trójkę na zakupy.
Wyszliśmy więc z domu i ruszyliśmy w stronę sklepu, gdzie zwykle się zaopatrywaliśmy. Pozostało nam jedynie przejście dla pieszych i bylibyśmy już u celu.
Gdzieś tak w połowie przejścia nagle zauważyłam, że pędzi na nas rozpędzone auto. Dosłownie sparaliżowało mnie ze strachu, ale Austin zachował zdrowy rozsądek. Odepchnął mnie i Jessie z ulicy, ale sam nastawił się na uderzenie maszyny.
Szybko wstałam z chodnika i podbiegłam do męża. Leżał na ulicy zakrwawiony, z ust sączyła się krew. Próbowałam go zmusić, by nie zasypiał, lecz on zdołał jedynie lekko się uśmiechnąć do mnie, po czym na zawsze zamknął oczy.
 Nie pamiętam nic z następnych dni i z samego pogrzebu. Żyłam jak w transie, nie mogąc niczego z siebie wykrzesać. Przy życiu utrzymywała mnie tylko córeczka, przyjaciele i rodzina. Bez nich najpewniej sama dołączyłabym do Austina.
 Kierowca, który zabił mi ukochanego sam miał żonę i dziecko, ale to nie powstrzymało go przed wypiciem paru piw i kierowaniem autem. Dostał piętnaście lat więzienie, ale to przecież nie zwróci mi męża.
 Codziennie rano budzę się z płaczem widząc puste miejsce obok mojego łóżka, jednak nie mogłam cały czas rozpaczać, gdyż dwa miesiące po śmierci Austina okazało się, że jestem w ciąży. Musiałam przecież zadbać o siebie i o nasze dziecko. Dla niego.
-Dobrze maleńka, już jesteśmy- oznajmiłam Jessie lekko dotykając dobrze już widocznego brzuszka.

W końcu obiecane TB się pojawiło. Dajcie znać w komentarzach co o nim myślicie.
Pozdrawiam

czwartek, 20 sierpnia 2015

Rozdział 37

,,Co TO robi w MOIM ogrodzie?!"
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jako kryjówkę wybrałam pomieszczenie przy szklanym wejściu na ogród. Szybko zatarasowaliśmy oba wejścia (to, którym weszliśmy i to prowadzące na dwór).
-Co tu się do diaska dzieje Ally?!- Dez naskoczył na mnie- Kto był za drzwiami?!
-Nie wiem jak to powiedzieć- przełknęłam ślinę- To był wilkołak. Ale żaden z mi znanych nie wyglądał tak jak on.
-Ale zaraz, co z Trish?- chłopak spojrzał na mnie z lękiem, ale nie dane nam było dłużej rozmyślać, gdyż za szklanymi drzwiami dojrzałam znajomą twarz, a raczej pysk.
-Jezu, jeszcze jeden wilkołak?- jęknął Dez chowając się w kącie, natomiast ja z uśmiechem otworzyłam drzwi mojemu przyjacielowi, widziałam, że jego szał już dawno go opuścił
-Co ty robisz, chcesz żeby nas pozabijał?!- rudzielec krzyknął z przerażenia odsuwając się od nas.
-Spokojnie chłopie- wilk wyszczerzył zęby- Chyba się mnie nie boisz?
-Zaraz, Austin?!- chłopak nie wytrzymał tego napięcia i po prostu zemdlał.
-Hm, chyba go przestraszyłem- blondyn w wilczej postaci spojrzał na mnie- Co wy tu robicie?
-Chowamy się- odparłam poważnie- Przed drzwiami ujrzałam wilkołaka. Strasznie wyglądał, był cały we krwi, ale jego sierść miała podobny kolor.
-Co ty opowiadasz?- Austin roześmiał się, co biorąc pod uwagę całą zaistniałą sytuację nie było na miejscu- No dobrze, mogę się rozejrzeć za tą bestią, ale mogę ci zapewnić, że nikogo oprócz mnie tu nie ma- dodał i wyszedł na zewnątrz, w międzyczasie ja zajęłam się cuceniem Deza.
-No widzisz? Nic tu nie ma- wilk odwrócił się do mnie i w tym momencie coś mignęło za nim.
-Austin, uważaj!- zdołałam tylko krzyknąć, gdy trzy wielkie pazury uderzyły w niego, blondyn zaskoczony nie zdążył zareagować i upadł na ziemię.
-Zamknij drzwi!- ryknął wściekle, gdy wielki wilk spojrzał na niego triumfalnie.
-O, nie musisz tego robić- uśmiechnął się do mnie, co ze względu na brak części pyska wyglądało strasznie- Wielki Przewodnik Thrall Proudmoore kazał wam przekazać, że to dopiero ostrzeżenie- mocniej przycisnął łapę, którą trzymał na brzuchu mojego przyjaciela- Przestańcie mieszać się w nasze sprawy, to nikt nie ucierpi. W przeciwnym razie, konsekwencje będą niewyobrażalne- dodał i puścił Austina- Aha, Miami ma nowego Alfę- wyszczerzył zęby i opuścił nasz ogród.
Zostawiłam Deza i podbiegłam do Austina, który w międzyczasie zdążył przybrać już ludzką formę.
Pomogłam mu wstać i z lękiem spojrzałam na niego.
-Co jest?- spojrzał na mnie i dotknął opuszkiem lewego policzka, na którym widniały trzy wielkie ślady pazurów- Auć.
-Nie dotykaj tego- szepnęłam próbując opanować mdłości i zaprowadziłam blondyna do środka.
Akurat rudzielec odzyskał przytomność, ale przestraszyłam się, czy zaraz jej nie straci.
Jednak nie, spojrzał na nas poważnie, przyniósł koszulę i buty dla Austina, a mnie kazał iść po opatrunek.
-Ally, zanim wyjdziesz- blondyn złapał mnie za rękę- Zadzwoń po Dana, niech tu zaraz przyjdzie- jęknął próbując ręką opanować krwotok- Trzeba... trzeba mu to wszystko wyjaśnić.
Kiwnęłam głową i posłusznie wykonałam oba polecenia.
Po czterdziestu minutach, gdzie względnie opanowaliśmy sytuację i dość dobrze zszyliśmy ranę rozległ się dzwonek. Z duszą na ramieniu otworzyłam drzwi, ale tym razem za drzwiami stała Trish!
Razem z Dezem wyściskaliśmy ją, na co ona zwyzywała nas od wariatów, ale zaraz spoważniała, widząc nas we krwi. Obawiałam się, czy czasem nie będziemy musieli i jej także reanimować.

piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział 36

,,Co to jest?!"
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dźwięki te nie ucichły nawet po dziesięciu minutach. Bałam się w tamtej chwili jak mało kto, ale przecież musiałam jakoś zareagować! Toteż wzięłam leżący na stoliku nocnym nóż( nawet nie pytajcie ) i zeszłam na dół trzęsąc się z zimna. Spodziewałam się, że istotą oblepioną w kleju będzie mój włochaty przyjaciel, ale to nie był on...
Wyjrzałam z lękiem z rogu i spojrzałam w tamtą stronę. W mojej pułapce uwięziony był nie kto inny jak Dez!
-Dez?! Co ty tu do diaska robisz?!- wydarłam się na niego z ulgą wypuszczając powietrze.
-Tak, tak Ally, ciebie też mi miło widzieć- odparł próbując wykaraskać się z mojej ,,niespodzianki"- Co ty robisz w domu Austina? I co to za klej?!
-Ech, to długa historia. Wyjaśnię ci ją z Austinem, gdy tylko wróci. Na razie pomogę ci uporać się z tym- wskazałam na jego brudne ubranie i twarz.
Po około trzydziestu minutach z pomocą zmywacza do paznokci udało mi się pomóc rudzielcowi bez potrzeby ścinania jego kudłów.
-Może w końcu mi zdradzisz, po co tu przyszedłeś?- zapytałam Deza, gdy ten się w końcu uspokoił.
-Co? Hm, a tak. Nasza spokojna i niezawodna Trish po tym, gdy po raz enty wywalili ją z pracy miała dzień wolny. Poszliśmy razem do kina, potem na lody- chłopak rozmarzył się i przeczuwałam, że zaraz go stracę- gdy wróciliśmy, dziewczyna przypomniała sobie, że nie widzieliśmy się z wami od wieków- uśmiechnął się- Kazała mi iść do Austina, a sama miała pójść do ciebie. Ale skoro ciebie nie zastanie, to pewnie przyjdzie tutaj- zakończył swój monolog i istotnie ,rozległ się dzwonek od drzwi.
-To pewnie Trish- rudowłosy spojrzał na mnie i wyszczerzył zęby- Nie wiem, po co ci ten nóż, ale może lepiej go schowaj?
Faktycznie, przez cały ten czas w prawej ręce trzymałam narzędzie niedokonanej jeszcze zbrodni.
Schowałam je więc i otworzyłam drzwi. 
-Gdzieś ty się podziewała tyle czas...- nie zdążyłam dokończyć, szybko zamknęłam drzwi, zatarasowałam je krzesłem i puściłam się biegiem do Deza.
-Co się stało, to nie jest Trish?- spojrzał na mnie, ale ja nie potrafiłam niczego mu wyjaśnić, byłam przerażona tym, co ujrzałam.
A mianowicie, za drzwiami ujrzałam ogromnego wilkołaka, na oko miał może z 250 cm, ale jego sierść... nie była brązowa jak się pewnie spodziewacie. Nie, ona miała barwę ciemnej czerwieni!
Ślepia tej istoty były prawie czarne, ale w oczy najbardziej rzuciło mi się to, że temu wilkowi brakowało kawałka pyska. Była tam tylko czarna przestrzeń.
Ale to, co najbardziej mnie przeraziło to to, że cały był we krwi, a z ust wystawał mu kawałek skóry.
Chyba ludzki...
Jedyne, co zdążyłam zrobić, to krzyknąć do Deza i schować się gdzieś.

W końcu powracam po długiej przerwie. Mam nadzieję, że na dłużej.
Postaram się, by rozdziały pojawiały się częściej. Ten akurat musicie mi wybaczyć, ale po przerwie od pisania muszę znowu nabrać wprawy.
Niedługo powinien także pojawić się obiecany TB. Odpowiedziałam też w końcu na nominację.
Pozdrawiam
Ps. Nie zapominajcie też o moim drugim blogu o rysunkach. :)